„Shantaram” to prawdziwa historia życia pewnego Australijczyka, urodzonego w 1952 roku. Przyznam, że przyprawiło mnie to o gęsią skórkę. Bowiem nie brakuje tu fałszerstw, przemytu, gangsterskich porachunków, ciemnych interesów czy handlu bronią i narkotykami. Jednak w tej historii znalazło się miejsce na głębokie, prawdziwe przyjaźnie, romantyczną miłość czy poznawanie filozofii Wschodu.
„Istnieje taki rodzaj szczęścia, który polega głównie na znalezieniu się w odpowiednim miejscu we właściwym czasie, rodzaj natchnienia, który podpowiada tylko, jak zrobić właściwą rzecz w odpowiedni sposób, i to wszystko przychodzi jedynie wtedy, gdy oczyszcza my serce z ambicji, celów i planów, kiedy poddajemy się bez reszty temu szczęśliwemu, opatrznościowemu momentowi.”
„Kiedy jesteśmy młodzi, sądzimy, że cierpienie to coś, co ktoś nam może zadać. Kiedy przybywa nam lat wiemy już, że prawdziwe cierpienie mierzy się tym, co nam odebrano.”
„Optymizm to kuzyn miłości, a pod trzema względami dokładnie ją przypomina: jest nachalny, nie ma prawdziwego poczucia humoru i pojawia się tam, gdzie się go najmniej spodziewamy.”