Nieznane , wyprawa poza granice ludzkiej wytrzymałości oraz przekraczanie granic, te kilka fraz tak mocno zwróciło moją uwagę w zapowiedzi „Ortodromy”, że nie potrzebowałam reszty tekstu by stwierdzić – „Ja chcę to przeczytać!”.
Gdy pomyślę o ludziach, którzy kroczą niestrudzenie przed siebie w niezbadane, skrajnie niebezpieczne warunki, którzy przecierają szlaki obce ludzkim stopom – ciarki przebiegają przez moje całe ciało. Każdy z nas w swoim życiu robi wiele kroków naprzód, ale odnoszę wrażenie, że ich pojedynczy krok znaczy zupełnie coś innego, niesie ze sobą tajemniczą moc przekraczania barier. Taki jeden krok kosztuje o wiele więcej, ale i o wiele więcej daje w zamian. Niejednokrotnie ceną jest życie, ale gdzie byśmy byli gdyby nie te poświęcone istnienia?
Moje serce jest spokojne, ono po prostu rozumie i nie potrzebuje odpowiedzi w słowach na pytanie dlaczego? Ale umysł, umysł jest ciekawy. Wierci się niecierpliwie zadając w kółko to samo pytanie: Po co? – zupełnie jak napotkany w podróży Janiszewskiego osiłek oznajmiający:
„Ten gość tam, mówi, że płynie na południe. Ale wiesz co? Dziesięć minut z nim gadałem i nadal nie mogę zrozumieć po co”
„Ortodromy” nie przeczytałam, ja ją przeżyłam. Jeśli ktoś się spodziewa reportażu w schemacie: data – czas – czynność – przemyślenia to płonne jego nadzieje. Autor zabiera nas w tę podróż w swoim własnym stylu. Przeplatając fakty z uczuciami, przemyśleniami i historią. W dziwnie magiczny sposób Mateusz Janiszewski sprawił, że czułam się jakbym sama tam była. Całkiem niedawno zarówno z nim, jak i ponad sto lat temu obserwując wyprawę Shackletona. W tych wspólnych chwilach moją skórę również otulał arktyczny wiatr, do ucha szepcząc głosy przeszłości, a moją duszą targała niepewność wymieszana z ekscytacją. Zamykałam oczy i pozwalałam kołysać się morskim falom wielkości domów. Serce poruszone wzlatywało wraz z nimi na skrzydłach z wodnych kropel, by za chwilę zanurzyć się w odmętach oceanu. A rozum dalej niespokojnie szukał rozbierając każdą cząstkę wody na atomy – gdzie jesteś? Czemu tu jesteś? Przecież nic tu nie ma. – wciąż szeptał rozczarowany, że jeszcze nie zna odpowiedzi.
Innym powodem, dla którego twierdzę, że jej nie przeczytałam jest to, że była to dla mnie książka trudna. Początek był zaskakujący jeśli chodzi o składnie i styl pisania. Nie byłabym w stanie usiąść i przeczytać tego reportażu od początku do końca bez przerwy. Większość zdań jest poetycko napisana w formie metafor i licznych analogii. Kwiecisty język, wiele niezrozumiałych słów i nadmiar wyżej wspomnianych przenośni był dla mnie sporym ciężarem. Dopiero z czasem przywykłam do tego stylu. Niektóre fragmenty są naprawdę piękne i zapadają głęboko w pamięć. Powodują wiele odczuć wszelkiej maści, co według mnie jest bardzo ważne. Nie mniej jednak osobiście uważam, że ozdobników i skomplikowanych zdań jest zbyt wiele.
Historia i przesłanie natomiast zdecydowanie rekompensują ten minus. Z każdą kolejną stroną coraz bardziej nie mogłam się doczekać co będzie dalej. Wstawki z wcześniejszych wypraw w opisywane rejony niezwykle wzbogacają treść i pobudzają wyobraźnie. W wolnej chwili zdecydowanie zapoznam się bliżej ze wspomnianymi historiami. Poza tym w wielu momentach było mi szkoda, że rozdziały są tak krótkie. Naprawdę z ogromną przyjemnością przeczytałabym bardziej rozbudowaną wersję.
Reportaż ten poza wyjątkowym stylem, cechuje również swojego rodzaju brutalność. Niektóre sprawy są opisane bezlitośnie i bez ogródek. Co o ile, ktoś nie jest bardzo wrażliwy, również jest plusem. Dopiero ta lektura uświadomiła mi jak wielkiej siły i wytrzymałości potrzeba do odbycia podobnej podróży, mimo wciąż postępującej techniki. Wysiłek i ryzyko jakie Ci ludzie podejmują, podwaja powagę pytania: Po co? Co tak bardzo ich pociąga? Możliwość przekroczenia pewnych granic? Dokonania czegoś powszechnie uważanego za niemożliwe? A może chęć zgłębienia tajemnic istnienia i sensu życia.
Jedni będą ich uważać za szaleńców, inni z kolei za bohaterów i pionierów. Ich podróż możemy nazywać ucieczką od rzeczywistości, poszukiwaniem odpowiedzi, rozwojem osobistym czy ekscentrycznością. Ale to wszystko jest nie ważne. Bo nic co sobie pomyślimy lub powiemy nie powstrzyma tych ludzi od podążania wciąż na przód, od stawiania kolejnego kroku, który przybliża ich do… no właśnie do czego? Autor w niesamowity sposób opisuje walkę z licznymi żywiołami. Najpierw z gorącymi piaskami pustyni, później z nieujarzmionymi wodami oceanów targanymi bezlitosnym wiatrem, by ostatecznie zmierzyć się z wszechogarniającym lodem i pustką.
Jedno jest pewne taka podróż zmienia człowieka i jego spojrzenie na świat. Jeśli jesteście ciekawi relacji z pierwszej ręki, jednej z wielu możliwych odpowiedzi na pytanie „Po co?” to koniecznie sięgnijcie po „Ortodromę”. Gwarantuję wam, że nie tylko odbędziecie podróż z Mateuszem Janiszewskim, ale również przeżyjecie inną – osobistą, po swojej własnej drodze.
Moje serce zna już odpowiedź, a umysł wciąż szuka jej pośród słów. Lecz czasami są takie rzeczy, które trzeba po prostu poczuć.
Recenzja pierwotnie pojawiła się na stronie Nasze recenzje
Urszula „Laures” Dutkiewicz