Ryzyko porażki, szansa na zaistnienie, żerowanie na internautach, a może przyszłość wydawnicza? Czym tak naprawdę jest crowdfunding i jak można wykorzystać go w branży książkowej? Jakie niesie za sobą konsekwencje i czy faktycznie otwiera drogę do sukcesu?
Poszukiwanie w Internecie finansów na wydanie książki wcale nie musi ściśle wiązać się z frustracją i poczuciem odrzucenia przez oficyny wydawnicze, indywidualną, desperacką chęcią zaistnienia, próbą żerowania na internautach lub krótko mówiąc – z czystym self-publishingiem. Taka forma jest przede wszystkim ogromną szansą stwarzającą możliwość wydania naprawdę interesujących publikacji. Crowdfunding staje się niezwykle popularny na światowym rynku literackim, wydawcy coraz częściej sięgają po tego rodzaju próbę znalezienia finansów na opublikowanie któregoś ze swoich tytułów, gdy nie są pewni, czy tytuł ma szansę powodzenia, lub gdy nie mają odpowiednich środków na wydanie jej w danym momencie.
Przykładem takiego podejścia jest akcja Wydawnictwa Otwarte, które podjęło się próby zgromadzenia funduszy na publikację międzynarodowego bestsellera “Iluminae” – książki interaktywnej, skomplikowanej technicznie, składającej się praktycznie z samych zdjęć, raportów i notatek. Podobnym projektem była próba wiernego odtworzenia dokumentacji z lotu Apollo 11 – planu statku, zapisu trajektorii lotu, szczegółów technicznych maszyny, stenogramów rozmów załogi. Akcja zakończyła się ogromnym sukcesem, autorzy projektu za cel obrali sobie zebranie 15 000$, a ostatecznie przekroczyli próg 530 000$. W takich sytuacjach crowdfunding jawi się jako sposobność do realizacji szalonych pomysłów.
Kasa tak, ale niekoniecznie dla “Biblii: Zombie edition”
Crowdfunding jest też pewnego rodzaju zabezpieczeniem, które daje możliwość zorientowania się, czy dany tytuł znajdzie w ogóle odbiorców. Wspomniana akcja Otwartego związana z “Iluminae” jest pewną formą przedsprzedaży i mimo że produkt istnieje nadal w sferze marzeń i polskiej wersji książki namacalnie jeszcze nie ma, to w zamian za wsparcie projektu backer* może zagwarantować sobie jej egzemplarz w pierwszej kolejności, zaraz po wydruku. Na dodatek w niższej cenie niż ta, w jakiej książka będzie dostępna na rynku.
W zamian za dobrowolne wpłaty od potencjalnych czytelników wydawca może zaoferować fizyczną bądź elektroniczną kopię gotowego materiału oraz liczne bonusy. Jest to pewnego rodzaju umowa – zbiórkę można potraktować jako zaliczkę, formę wspomnianej wyżej przedsprzedaży, gwarantującą sukces produktu lub niepowodzenie wydawcy i zwrot kosztów do zawiedzionych użytkowników portalu crowdfundingowego zaangażowanych w akcję. Eksperymentalne podejście do tematu nie raz może zostać przekute w niewiarygodny sukces, jak było w przypadku wydania “Good Night Stories for Rebel Girls” – bajek na dobranoc o stu kobietach, które miały niebagatelny wpływ na historię świata. Zakładana kwota powodzenia crowdfundingowej akcji wynosiła pierwotnie 40 000$. Autorom książki udało się zebrać niebagatelną sumę przeszło 670 000$, a o projekcie pisały największe media na całym świecie – BBC, „Huffington Post”, „The Guardian”, „Los Angeles Times”, „Vanity Fair” i inne.
Oczywiście wiele internetowych akcji crowdfundingowych kończyło się totalną klapą. Przyczynami niepowodzeń były zarówno fatalna oprawa całej kampanii, jak i konfrontacja pomysłu z oczekiwaniami odbiorców. Tak było chociażby w przypadku fiaska przewodnika przetrwania, który miał zostać wydany przed ogłaszanym globalnie końcem świata w 2012 roku. Nie lepiej było z dwoma wariacjami na temat Biblii. Zarówno “Biblii uwodzenia”, jak i “The Holy Bible: Zombie edition” nie udało się zebrać potrzebnych funduszy.
Daj książce żyć!
Crowdfunding to również doskonała możliwość promocji tytułu, na długo zanim w ogóle zostanie wydany, pozwala na zebranie wokół niego swoistego fandomu, grona ludzi zaangażowanych w tworzenie, śledzącego rozwój, przekwalifikowanie konsumentów w prosumentów. Jeśli kampania jest prowadzona z pomysłem, może otworzyć przed twórcami wiele możliwości, o których pierwotnie przy tworzeniu projektu nie myśleli.
Radykalną postawę w tej kwestii podjęli twórcy “The Warden and the Wolf King”. Po zebraniu kwoty gwarantującej wydanie książki z każdym kolejnym progiem kwotowym proponowali coraz więcej dodatków, które ostatecznie znalazły się w książce – mapy, postaci, ilustracje; zagwarantowali też wersję w twardej okładce, a nawet powstanie audiobooka. Ten przykład doskonale obrazuje, że tak naprawdę w chwili rozpoczęcia akcji crowdfundingowej rozpoczyna się życie książki.
Bierz odpowiedzialność albo spal się ze wstydu
Wydawca musi też zdawać sobie sprawę z tego, że pieniądze zebrane na takich portalach jak Kickstarter, Indiegogo czy PolakPotrafi nie są znikąd, nie spadają z nieba. Liczne zobowiązania wynikające z zawartej umowy pomiędzy instytucją a czytelnikami niewątpliwie wymagają dużej solidności. Tym bardziej, jeśli kampania marketingowa wokół zbiórki była przemyślana, zróżnicowana i atrakcyjna. W przypadku tego typu akcji wydawcy biorą na siebie ogromną odpowiedzialność za późniejsze powodzenie i wywiązanie się z określonych świadczeń wobec wspierających.
Doskonałym przykładem “popisania się” nieświadomością skali tych zobowiązań był John Campbell, gdy postanowił spalić kilkaset egzemplarzy swojej wydrukowanej książki, której powstanie wsparło przeszło 1000 osób. Filmik, w którym wrzuca książki do ogniska, opublikował w Internecie. Według autora łączna kwota 50 000$ podobno nie wystarczyła na pokrycie kosztów wydruku i wysyłki. Swoją frustrację wyładował również na oficjalnej stronie projektu na Kickstarterze, gdzie o zaistniałą sytuację obwiniał panujący na świecie kapitalizm. “Sad pictures for children” – tak brzmiał tytuł jego książki. O ironio.
źródło nagrania: https://www.kickstarter.com/projects/73258510/sad-pictures-for-children/posts/759318
Stworzenie i prowadzenie akcji crowdfundingowych wymaga ogromnej elastyczności. Zawsze trzeba być gotowym na kilka scenariuszy, nawet w przypadku, gdy mamy fundusze, by pokryć ewentualną różnicę między zbyt niską zebraną kwotą a oczekiwanym progiem. Warto mieć asa w rękawie zarówno w przypadku nieoczekiwanej klęski, jak i spektakularnego sukcesu. Wracając do historii “Apollo 11” – zaskakujący sukces miał również swoją ciemną stronę, która rzecz jasna związana była z terminem wysyłki gotowego produktu do głodnych publikacji, zawiedzionych backersów.
Czy crowdfunding zawsze oznacza tłum?
Nie da się w pełni przewidzieć, czy pomysł będzie na tyle pociągający, że zbierze liczne grono zwolenników. Tu też pojawia się kolejna przestroga – crowdfunding nie zawsze musi odnosić się do tłumu. Czasem okazuje się, że wstrzelenie się w swego rodzaju niszę pozwoli zebrać satysfakcjonującą kwotę i uchroni przed nadmierną liczbą beneficjentów zakończonej z powodzeniem kampanii.
Kampania crowdfundingowa to także zaawansowany proces dla branży kreatywnej. Nawet jeśli przedsięwzięcie jest dobrze zaplanowane, profesjonalnie zwizualizowane i oferujące ciekawe bonusy w przypadku jego wsparcia, to samej akcji musi towarzyszyć coś więcej. Rozwiązań jest wiele, w zależności od wyobraźni zespołu promocja może przyjąć przeróżne formy, od zaangażowania znanych ludzi, przez happeningi i filmiki w Internecie, po marketing szeptany. Nieustająca autopromocja to wisienka na torcie wyżej wymienionych zasad. W takim położeniu staje wydawca “Iluminae”, który po zebraniu zakładanej kwoty (34 000zł/30 000zł, stan na 01.06.17) teoretycznie mógłby osiąść na laurach. Tylko i wyłącznie od jego kreatywności i zaangażowania zależeć będzie, w którą stronę ten projekt będzie zmierzał.
Dlatego trzeba pamiętać, że crowdfunding to przede wszystkim ciężka praca!
*backer – odpowiednik „wspierającego” z PolakPotrafi na Kickstarterze
Zdjęcie wyróżniające: fot. Mauro Mora (Unsplash)