Martha Oakiss radzi

w dziale Archiwum by

Kilka słów o tym, co w blogosferze dzieje się nie od dziś. O krytyce książek. Ale takiej, która, według mnie, nie powinna mieć miejsca. Kiedy czytamy coś, czego teoretycznie czytać nie powinniśmy, a potem czepiamy się każdego słowa.

Proszę również o potraktowanie tego tekstu z dystansem 😉 I dobrze się zastanowić nad tym, co tak naprawdę chciałam przekazać, zanim zaczniecie rzucać hejtami.

Wśród nas, recenzentów, znajdziemy także osoby dorosłe. Studiujące, pracujące, w różnym wieku. A co za tym idzie – z różną wiedzą, ale oczywiście większą, niż młodsza część naszej branży. Każdy z nas ma inne doświadczenia życiowe, specjalizuje się w innej tematyce, więc zauważa w książkach coś, czego inni nie widzą. Najczęściej są to jakieś fragmenty, które nie mogłyby wydarzyć się w życiu rzeczywistym. „Oni nie mogą wziąć ślubu od tak! Czeka ich mnóstwo papierkowej roboty! To nielegalne!”. Często jednak te wydarzenia są potrzebne, by popchnąć akcję do przodu, a dla prawowitego odbiorcy nie mają one kompletnie żadnego znaczenia. My, recenzenci, czytamy różne książki, recenzujemy powieści dla różnych grup wiekowych i przy ocenie powinniśmy wziąć pod uwagę, czy nasza krytyka, nasz punkt odniesienia, jest w danym przypadku poprawny. Tym bardziej, że nie każda książka będzie idealna dla nas, ale dla kogoś innego może być objawieniem. Czy chcemy odstraszyć od lektury czegokolwiek potencjalnego fana tej powieści tylko dlatego, że nie trafiliśmy jeszcze na swój ulubiony gatunek?

Irytuje mnie, kiedy osoby już dorosłe, najczęściej siedemnasto-, osiemnastoletnie krytykują książki mówiąc, że są one płytkie, przesłodzone i nieprawdopodobne. Z tym, że te książki są skierowane do młodszych odbiorców, do, na przykład, dwunastolatków, dla których dana lektura ma być przyjemnością i pewne szczegóły, na jakich się uwieszamy zębami, nie mają dla nich kompletnie żadnego znaczenia. A jeżeli i sam bohater jest młody, to wiadomo, że będzie nieco bardziej naiwny, że spojrzy na świat inaczej i nam może się to wydać głupiutkie, ale przecież tacy samy byliśmy te kilka(naście) lat temu. A co przeważnie traktowane jest jako przesłodzone? Miłość. I to ta pierwsza miłość. Że zbyt szybko, że z utratą głowy. Ale właśnie! To pierwsza miłość! Przecież widzi się wtedy świat przez różowe okulary i popełnia wiele błędów! Nie dostrzega się wad, wszystko jest słodkie… Jesteście pewni, że to błąd, a nie celowe zamierzenie autora?

Podobnie z językiem, który – to chyba oczywiste – musi być prostszy i bardziej przystępny dla grupy młodszych czytelników. Nie będziemy przecież wciskać dzieciom z pierwszych klas podstawówki lektur, które, a owszem, poważne i wartościowe są, ale dziecko to nic z nich nie zrozumie, a może i całkowicie zrazi się do czytania. Dziecku nie powiemy, że Kubuś Puchatek nosi szkarłatny, sztruksowy, bezszwowy kubraczek. Powiemy, że ma czerwoną kamizelkę. Dla niego nie ważne są firmy odzieżowe albo fakt, czy sztruks może być bezszwowy – a o takie duperele będą czepiać się dorośli recenzenci.

Oczywiście wiadomo, że ważne, by książka trzymała się tej przysłowiowej kupy, niezależnie od tego, do jakiej grupy odbiorców jest skierowana. Ale nie czepiajmy się tej logiki aż za bardzo. Bo wtedy nasz Kubuś Puchatek nie mógłby chodzić na dwóch łapkach i rozmawiać ze świnią, osłem i tygrysem…

Jakie więc rady ode mnie? Mam dwie, które, wydaje mi się, najlepiej przydadzą się recenzentom.

  1. Czytam to, co umiem ocenić – czytajmy, a przede wszystkim recenzujmy książki z gatunków, w których się obracamy, które jesteśmy w stanie ocenić, w których widzimy rzeczywiste wady i zalety. Jeżeli ktoś nie przepada za fantastyką, niech po nią nie sięga, bo w każdej książce będzie, według niego, za dużo magii. A znam osoby, które biorą do recenzji coś tylko dlatego, że jest to „fajna darmoszka od wydawnictw”. Podobnie z wiekiem – jeżeli widzimy, że w recenzjach często upominamy autora za coś, co może wiązać się z wiekiem odbiorcy, do którego skierowana jest dana powieść, to może powinniśmy trzymać się książek, które skierowane są typowo do nas?
  2. Czytam wszystko, ale zmieniam kryteria – recenzujmy wszystko, co wpadnie nam w ręce, ale zwróćmy uwagę, do kogo skierowana jest dana powieść. Pomyślmy, co tak naprawdę chciał osiągnąć autor. Czy to, co uważamy za naiwność bohatera nie jest zabiegiem celowym, mającym coś nam pokazać, udowodnić? Albo czy nie przedstawia nam to sposobu myślenia typowego przedstawiciela grupy wiekowej, do jakiej skierowana jest dana seria?

Przecież recenzujemy książki nie tylko dla siebie, ale dla wielu różnych osób, z różnymi zainteresowaniami, w różnym wieku, z innym podejściem do świata. W swojej ocenie powinniśmy wziąć to pod uwagę. Co robię ja? Nie przymykam oka na wszystkie minusy, nie chwalę książki pod niebiosa tylko dlatego, że dostałam ją od wydawnictwa. Zawsze jestem szczera. Mówię, co mi się w książce podobało i jakie wady zauważyłam. Ale zawsze staram się je argumentować, by nie było to niepopartym żadnymi dowodami zmieszaniem z błotem. Wyliczam plusy, które zauważyłam – bo dla kogoś mogą się okazać wadą. Wyliczam minusy – bo dla kogoś mogą być one nieistotne. I zawsze polecam, bo każda książka może mieć swoich wrogów i fanów(Grey jest na to chyba najlepszym przykładem). Jeżeli wiem, że książka X mi się nie podobała, to o tym mówię. Wiem jednocześnie, że jest podobna do książek Y i Z, które również nie przypadły mi do gustu. Ale każda z nich ma swoją grupę fanów. Wystarczy więc powiedzieć „dla mnie było be, ale jeśli lubisz Y i Z, to X również Ci się spodoba”. Nie zachęcam wszystkich, nie zniechęcam wszystkich, a przemawiam ze swoją szczerą opinią i wskazuję grupę, dla której dana powieść może stać się ideałem.

Nie chcę, żebyście nagle zaczęli chwalić wszystkie książki świata. Po prostu chcę Wam uświadomić, że nie na każdą powieść musicie patrzeć, jak na kandydata do Nobla czy Nike. Niektóre serie mają być po prostu lekkie, przyjemnie i niezobowiązujące. Są też i takie, w których błędy są zbyt widoczne i nie można przejść obok nich obojętnie. Wtedy krytyka jest konieczna. Ale, proszę, krytykujcie to, co na tę krytykę rzeczywiście zasłużyło. Jeżeli czytacie coś, w czym się nie zakochaliście, to pomyślcie, dlaczego tak się stało. Wczujcie się w różne grupy odbiorców i pomyślcie, komu ta powieść mogłaby się spodobać – bo, wierzcie mi, komuś na pewno. Recenzenci! Jesteśmy tu po to, by zachęcać ludzi do czytania i uświadamiać innym, jaka książka może stać się ich idealną. A nie po to, by wytykać błędy, tylko dlatego, że chwyciliśmy książkę, która w naszych rękach od razu została spisana na straty. Zawsze przypominajcie sobie – Grey ma mnóstwo wrogów i tyle samo fanów.

Wpis pierwotnie ukazał się na blogu Secret-Books.blogspot.com.

Martha Oakiss

O autorce

Studentka psychopedagogiki kreatywności czytająca od małego (podobno rodzice nie mieli czasu jej czytać, więc sama przeglądała gazety). Jej prawdziwa miłość do literatury rozpoczęła się od… Zmierzchu. Od tego czasu pochłania książkę za książką i chce dzielić się ze wszystkimi swoimi opiniami.

Zakochana w książkach, szczególnie fantastyce, paranormalach i młodzieżówkach, ale czyta wszystko. Kupowanie książek to jej nałóg. Potrzebuje nowego domu, który przeznaczy tylko na regały na książki, bo w aktualnym mieszkaniu już się nie mieści. Z tym, co ma do powiedzenia na temat książek, stara się dotrzeć do młodzieży, by szerzyć idee czytelnictwa i sprzeciwić się opinii, jakoby 'Polacy nie czytali’.

Prowadzi bloga Secret-Books.blogspot.com i vloga Martha Oakiss.