Na początku wydaje się, że czytamy znaną baśń. Pojawia się młoda dziewczyna uciśniona przez okrutną macochę, która musi być w zmowie z siłami zła. Trochę Kopciuszka, trochę Złotowłosej. Jednakże całkiem szybko opowieść przeradza się w historię dawnego królestwa, zdegradowanego do rangi zlepka niezależnych księstw z powodu klątwy po zamordowaniu biskupa Stanisława. Wkraczamy w gęsty gąszcz skomplikowanej polityki trzynastowiecznych Piastów, rywalizujących ze sobą, łączących się w tworzone ad hoc sojusze, zdradzających się i porywających nawzajem. Nie daj Boże zjazd piastowski! Ktoś kogoś uwięzi, otruje, porwie oblubienicę. Wolność Tomku, w swoim domku (nawet jeśli księstwo jest maciupkie niczym kapuściany zagon)…
Poplątane związki piastowskie, mnogość postaci i wątków – początkowo trudno wszystko ogarnąć rozumem, czytelnik może się gubić. Ale potem? Mniej więcej w jednej trzeciej książki, po połapaniu się w piastowskim rodowym gąszczu (czemu prawie wszyscy mieli na imię Henryk?), książka zaczyna wciągać i to mocno. Mamy w niej wszystko, co potrzebne w dobrej książce akcji: przyjaźń, zdradę, nienawiść, miłość, seks małżeński i pozamałżeński (bardzo liczne sceny zręcznie i poetycko opisane przez autorkę), do tego osadzone w historycznych realiach.
Historyczne średniowiecze miesza się płynnie z baśniowością. Piastowie Cherezińskiej koegzystują ze słowiańskimi bóstwami , otoczonymi przez strzygi, wilkołaki i wampiry (wierzenia dotyczące pogańskiej Starszej Krwi są wciąż żywe wśród mieszkańców lasów, a złotowłosa Lukardis przywodzi na myśl Ciri z wiedźmińskiej sagi Sapkowskiego). To świat, w którym możliwe są boskie ingerencje w rodzaju gadającego krucyfiksu, a diabeł jest aż nadto realnie obecny wśród śmiertelników – dopomaga książętom w złych postępkach. Dodajmy do tego znak firmowy autorki, czyli żywe i poruszające się znaki herbowe szlachty, pomieszajmy w garncu, dosypując szczyptę legendy o królu Arturze i świętym Graalu (w tym nasz własny piastowski okrągły stół). Jest nawet Mały Książę… Tak, tak… Ni mniej, ni więcej tylko niewysoki Władek zwany Karłem, znany nam jako Łokietek, późniejszy pogromca Krzyżaków pod Płowcami.
Cherezińska stworzyła jednotomową epopeję, której akcja rozciąga się na przestrzeni 20 lat. Jesteśmy świadkami dorastania księcia wielkopolskiego Przemysła II. Piastowska gra o tron ma swój rodzimy smaczek. Łatwiej się jest utożsamić z postaciami, które znamy z lekcji historii (nawet jeśli lekcje te były nudne), zwłaszcza, że autorka opisuje je w dobrym stylu, okraszonym momentami pełnymi kobiecej wrażliwości. Brak wielkich scen batalistycznych – bitwy opisywane są oszczędnie. Zresztą gra rozgrywa się na płaszczyźnie politycznej, a nie militarnej, więc to żaden zarzut.
A teraz coś ekstra. Popularność książki sprawiła, że zaprzęgnięto ponad 80 osób do ciężkiej pracy i wyprodukowano ją na nowo, tym razem w formie dźwiękowej. O zaletach audiobooków pisać nie trzeba, nowa forma „czytelnictwa” ma już swoich zagorzałych fanów. Co do „Korony śniegu i krwi”, wydawnictwo Zysk i S-ka zdecydowało się na realizację słuchowiska. Nad wyższością tej formy nad zwyczajnym audiobookiem, czytanym przez jedną osobę, również nie ma się co rozwodzić. Chwile nastrojowej muzyki i spokojny (trochę monotonny) głos narratora pozwolą nam przenieść się na ziemie polskie czasów rozbicia dzielnicowego, aktorzy natomiast wnoszą dużo życia na karty powieści. Na szczęście wśród obsady nie ma wielkich nazwisk z lśniących okładek pism plotkarskich. Na trzech ładnie wydanych płytach CD mamy za to ponad 30 godzin dźwiękowej podróży w czasie. Jedyne minusy słuchowiska (w istocie drobiazgi) – pierwszy: melorecytacja fragmentów pieśni rycerskich (chciałoby się posłuchać bardów z prawdziwego zdarzenia przy akompaniamencie lutni); drugi: narratorem mogłaby być kobieta, w końcu to w kobiecej wyobraźni powstało dzieło, na podstawie którego stworzono nagrania. Niemniej warto posłuchać. A na pewno warto poczytać. Albo jedno i drugie jednocześnie…
Michał Surmacz
Recenzja pojawiła się pierwotnie na portalu Opętani Czytaniem