USA można kochać, można też nie znosić, ale współczesny człowiek nie może zignorować tego, jak kultura amerykańska wpływa na świat. Pozytywnie waloryzowany ferment intelektualny, rozwój ruchów obywatelskich (nawet jeśli był i jest brutalnie tłamszony przez pewne wpływowe persony polityczne), połączone z deklaratywnym, choć nie zawsze realnym umiłowaniem wolności oraz silną gospodarką wpłynęły na ukształtowanie tak wielu ruchów i postaw, że Stany Zjednoczone można poznawać przez całe życie i dalej nie znać ich w satysfakcjonujący sposób. Niemniej ten, kto próby zrozumienia tego kraju nie podejmie, nie pojmie obecnego świata – bo, nie ukrywajmy, jego kształt w przeważającej mierze jest kreowany właśnie przez Amerykanów.
Tym bardziej, że przygodę z reportażami na temat Ameryki można rozpocząć z minibookiem, którego lektura zajmuje około godzinę.
Minibooki z serii „100/XX” wydawnictwa Czarne to hołd złożony polskiej szkole reportażu, zbiór prezentujący jej najlepszych twórców, tych najsławniejszych i tych niesłusznie zapomnianych, a wspólnie tworzących reporterską historię XX wieku. Na dwa tomy zebrane przez Mariusza Szczygła składa się sto najciekawszych, najlepszych i najgłośniejszych polskich reportaży opublikowanych pomiędzy 1901 a 2000 rokiem. Co istotne, projekt cyklu został uznany za tak istotny, że uzyskał dofinansowanie od Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP.
Trzeci minibook z serii poświęcony jest Ameryce i składa się z czterech reportaży: Zygmunta Miłkowskiego (napisany w 1902 roku), Stefana Bryły (1921), Jana Józefa Szczepańskiego (1969) oraz Wiesława Górnickiego (1965). Zdaję sobie sprawę z tego, że powiedzenie, iż każda z wymienionych postaci ukazuje Amerykę, jakiej nie znacie, brzmi jak płytki truizm… ale naprawdę każdy z nich pokazuje Amerykę, jakiej prawdopodobnie nie znacie. Każdy z tekstów opatrzony jest wstępem Mariusza Szczygła opisującym autora danego reportażu, co dodatkowo pozwala pełniej zrozumieć kontekst czytanych tekstów.
„Opowiadanie z wędrówki po koloniach polskich w Ameryce Północnej” Zygmunt Miłkowski (1902)
Czas lektury: ok. 7 minut
Zygmunt Miłkowski, publikujący jako Teodor Tomasz Jeż, był jednym z najbardziej płodnych polskich pisarzy. Jego podróż do Ameryki miała ściśle polityczny cel i dotyczyła sprawdzenia, na ile Polonia amerykańska jest skłonna wspomóc rodaków w ich dążeniach do niepodległości. Jako literat nie mógł jednak przegapić okazji do opisania tego egzotycznego dla Europejczyków kraju, choć za cel postawił sobie przedstawienie samych faktów, złożywszy deklarację: „Fantazji literackiej cuglów nie popuszczę”
Po krótkim opisie trudnej (lecz dla czytelnika zabawnej) podróży parowcem Miłkowski przeszedł do opisu niezwykłych zwyczajów amerykańskich, które zaskakiwać mogą jedynie tym, że kiedyś szokowały samego reportażystę z Polski. Tak więc Miłkowskiego dziwi to, że w szynku przy barze spożywa się posiłki na stojąco, że Murzynki ubierają się na sposób europejski (trzeba jednak zaznaczyć, że w jego uwagach nie ma cienia rasizmu) czy np. że zamiast świec używa się tu masowo lamp gazowych i elektrycznych (które jednak dawały tak słabe światło, że nie pozwalały ani na lekturę, ani na nocną pracę pisarską). Z pewnością dla współczesnego polskiego czytelnika poruszający będzie fragment dotyczący głównych problemów asymilacyjnych Polaków przybywających do Ameryki, a mianowicie ich szok związany z prawnym zakazem bicia własnej żony. To, co dla każdego normalnego współczesnego Polaka jest normą (choć damscy bokserzy w naszym kraju jeszcze się zdarzają, to są darzeni powszechną pogardą i pociągani do odpowiedzialności prawnej), jeszcze sto lat temu było dla naszych rodaków z innych niż wyższa klas szokiem. Całkiem zabawnie brzmi opis pewnego Polaka, który za bicie żony poszedł do więzienia na kilka miesięcy, podczas których co tydzień był skazany na karę chłosty.
Ciekawy, ale i bardzo zabawny tekst.
„Ameryka” Stefan Bryła (1921)
Czas lektury: 4 minuty 18 sekund
Stefan Bryła, znany polski architekt, ekspert ds. drapaczy chmur, nie raz był „zadziwiony” amerykańską kulturą i nowoczesnym stylem życia. W swoim reportażu skupił się na opisie drug store’ów, czyli sklepów, które wedle nazwy powinniśmy tytułować po polsku aptekami. Jednak nie do końca nimi były. W latach 20. w dużych miastach Ameryki Północnej (np. w Nowym Jorku czy Montrealu ) największe z nich pełniły funkcję współczesnych supermarketów, które zaskakiwały naszego rodaka, a leki w tychże aptekach stały się towarem drugorzędnym. Co ciekawe, nie tylko ta dywersyfikacja budziła jego zdziwienie, ale również fakt, że np. drug store’y były często czynne całą dobę.
Interesujący jest zarówno opis amerykańskiego biznesu latu 20. XX wieku, jak i nasz rodak, którego szokowały rzeczy dla nas, współczesnych, zupełnie oczywiste.
„Rewolucja dzieciaków” Jan Józef Szczepański (1969)
Czas lektury: 30 minut i 5 sekund
Rewolucja amerykańskich hipisów jest albo idealizowana i jej znaczenie na arenie międzynarodowej jest czasem podnoszone do granic absurdu, albo zupełnie deprecjonowana i uznawana za zbyt głośny krzyk rozwydrzonych dzieciaków, którym „było za dobrze”. Oba podejścia do fenomenu dzieci kwiatów są podobnie płytkie i nieprawdziwe. Faktem jest, że rewolucja kulturowo-obyczajowa odmieniła oblicze kultury w całym zachodnim świecie, faktem jest też, że jej wpływ na zakończenie wojny w Wietnamie jest często mocno przeceniany. We wszystkich kultowych dziełach do niej się odnoszących zaskakuje to, że tak niewiele z nich odwołuje się do konkretnych wydarzeń (pomijając festiwal Woodstock i tzw. Summer of Love) i źródeł.
Jan Józef Szczepański miał możliwość przyjrzenia się hipisowskiemu buntowi u jego źródeł. Choć nie brakuje w nim dziwnych, konserwatywnych i dla wielu z nas niezrozumiałych wyrazów lęku, to jednak Szczepański jak mało kto szczerze mówi o postulatach poszczególnych ugrupowań hipisowskich (które dokładnie cytuje), o nieudanych mariażach biznesu z ruchami alternatywnymi i małych wojnach domowych, gdzie zbuntowani studenci atakowani byli przez policję i wojsko (i gdzie bywały ofiary śmiertelne – o czym niezbyt często się mówi).
Zdecydowanie najbardziej wartościowy tekst w całym minibooku.
„Zaćmienie” Wiesław Górnicki (1965)
Czas lektury: 18 minut 6 sekund
Jak wygląda miasto słynące ze swej nowoczesności, w którym szczytem lansu jest automatyzacja wszystkiego, co tylko możliwe, gdy… w nocy nastąpi największa w historii awaria elektrowni? Większość z Was może pomyśleć, że z pewnością ludzie projektujący wszelkie mechanizmy, architekci, urzędnicy, uwzględniają takie sytuacje, więc pomimo niewielkiego szoku wszystko będzie funkcjonować według innych procedur i mechanizmów. A co jeśli tak po prostu nie jest? Taka sytuacja miała miejsce w Nowym Jorku w 1965 roku i zaczęła się dokładnie w momencie, gdy Wiesław Górnicki miał nadać depeszę z sesji ONZ do Polski.
Opis chaosu i zaskakującej, zabawnej, oddolnej reorganizacji w stylu amerykańskim.
Najbardziej barwny reportaż w całym zbiorze.
Minibook skupia się tylko na XX-wiecznej Ameryce (i to do końca lat 60.), więc nie można uznać go za publikację poruszającą całą historię kraju i wszelkie aspekty jego kultury, ale jeśli miałbym wskazać publikację lekką, od której warto zacząć poznawać Stany Zjednoczone, zdecydowanie wskazałbym tę.
Mikołaj Kołyszko
O autorze recenzji
Brand manager Woblink.com i red. nacz. portalu CzytajPL.pl. Były red. nacz. magazynu internetowego Masz Wybór.
Z wykształcenia: magister religioznawstwa.
Z zamiłowania: dziennikarz obywatelski, pisarz.
Wyróżniony tytułem Dziennikarza Obywatelskiego 2013 Roku (kategoria „Recenzja”).
Autor książek: Groza jest święta, Tajemne Oblicze Świata, Tajemne Oblicze Świata II. Piekielny Szyfr i Wegetarianizm bez tajemnic.
Zdjęcie autora jest pracą zbiorową studentów SKF (Darka Kuźmy, Kasi Giermańskiej, Izy Łukasik, Patrycji Popek oraz Małgorzaty Miłek).