Kinga Piotrkowiak-Junkiert w Miesięczniku ZNAK

w dziale Archiwum/Ciekawostki by

W Stacji: Literatura marcowego numeru Miesięcznika ZNAK znajdziecie opowiadanie Kingi Piotrkowiak-Junkiert o tytule „Me4x0”. Poniżej prezentujemy krótki wywiad z autorką.

Czego szukasz w literaturze?
Wszystkiego, czego unikam w życiu pozaksiążkowym  – wstrząsu, zachłyśnięcia, ale też dużej intensywności, zassania przez fabułę. Nie czytam książek epatujących przemocą, a jeśli muszę, „przewijam” sceny. Rzadko zdarza się, żeby drobiazgowe opisy okrucieństwa lub przemocy były w danej historii niezbędne. Może to kwestia literackich nawyków, może literatury, którą się zajmuję zawodowo. Wolę niedopowiedzenie niż taniość szybkiego efektu grozy.

W jaki sposób pracujesz?
Słyszałam wiele razy od osób piszących zawodowo, że nie wolno przestawać, że trzeba trzymać się rutyny, siadać, choćby po jedno dobre zdanie, że najszybciej rozleniwiają puste dni bez obowiązkowego czasu na pracę, lecz nie jest mi łatwo codziennie uruchamiać machinę. Pracuję zrywami. Kiedy tekst już się wylewa, powstaje w błyskawicznym tempie. Pisze się, oczywiście, sam, często mam wrażenie, że służę tylko do tego, by coś dawno gotowego trafiło na papier. To pewnie to prastare coś na „d”.

Co najchętniej czytasz?
Najchętniej poezję, teorię opery, literaturę Europy Środkowo-Wschodniej, cały wszechświat ibero, oczywiście literaturę węgierską, żydowską (bardzo szeroko rozumianą), dzienniki, literaturę dziecięcą, atlasy botaniczne i ornitologiczne oraz słowniki. Moja złota drużyna to Herta Müller, Juan Rulfo, Julio Cortázar, Mariana Enriquez. Zachłannie czytam przekłady zaprzyjaźnionych tłumaczy. W książkach szukam mięsistej egzystencji i kunsztu języka. Ostatnie zachwyty to Johnson (w przekładzie Krzysztofa Majera), nowe dzienniki Kafki (które tłumaczył Łukasz Musiał), zoodziennik Patryka Pufelskiego, Zyta Rudzka, Alejandro Zambra.

Jaką funkcję może spełniać / spełnia współcześnie literatura?
Od kilku lat zauważam bardzo wyraźnie, jak literatura przekłada się na zmianę poglądów i jak może wpływać na jakość życia. Prowadzę wykład z  komparatystki dla studentów pierwszego roku. To zwykle ludzie przed dwudziestką, wielu dopiero zaczyna dorosłą przygodę z czytaniem. Kiedy pytam ich, co ich oburza lub ekscytuje, staramy się dany temat obczytać. Wiele razy zdarzało się, że osoby nieprzekonane albo bardzo zamknięte zmieniały zdanie o 180 stopni. Literatura mniejszościowa (szeroko rozumiana) staje się w naszych dyskusjach narzędziem do zmiany myślenia o rasie, seksualności, wykluczeniu społecznym. W każdej grupie pojawiają się ludzie, którzy mówią, że gdyby nie ten czy ta pisarka (Baldwin, Solnit, Grupińska, Aleksijewicz, Evaristo i tak bez końca), myśleliby zupełnie inaczej. Czasami nabierają odwagi do mówienia o tym, kim są, czego się o sobie dowiedzieli. W taką literaturę wierzę.

Kinga Piotrkowiak-Junkiert

Poetka, badaczka, tłumaczka i redaktorka. Na co dzień wykłada literaturę węgierską na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu. Autorka tomu Pieśni Myrmidonu (Dom Literatury w Łodzi, 2019). Nominowana do Nagrody Głównej MF Opowiadania w 2021 r. Prozę publikowała m.in. w „Piśmie”, „Kalejdoskopie Kultury”, „Czasie Kultury”. Pracuje nad powieścią. Mieszka w Poznaniu

Oto fragment opowiadania:

Było kilka minut po 14, kiedy tuż przed oknami biura ds. produkcji krajobrazu przejechała na motorze kobieta w niebieskim kombinezonie. Nikomu z nas nie wolno używać motorów ani patrzeć na kolor niebieski, więc wcisnęłam trójkątny guzik alarmu i szybko położyłam się na podłodze. Pracowałyśmy na pierwszej linii frontu, miałyśmy procedury. Pierwsza zasada: Dbaj o biel! Szycie przestrzeni wymaga odpowiedniej higieny oczu. Sufity i ściany naszych pracowni bieli się najrzadziej co 21 dni. Oko szyjącej musi pozostawać wolne od bodźców kolorystycznych. Pracujemy w białych strojach, obudowy monitorów i klawiatury muszą być białe, podobnie jak myszki, krzesła, kosze na śmieci, nożyczki i wykładzina. Druga zasada: Unikaj rozmów, nasłuchuj szumu wentylatorów! Nadmuch oczyszczają i dezynfekują co 17 dni. Co tydzień przechodzimy kontrolę płuc. Biedna Oh7xR zmarła kilka godzin po zaczerpnięciu powietrza zza okna. W raporcie posekcyjnym napisano, że przyczyną zgonu było zbyt duże stężenie tlenu. Od chwili przyjęcia do pracy w biurze żyłyśmy w pomieszczeniach ze sztuczną wentylacją, przygotowuje się dla nas specjalną mieszaninę azotu, tlenu i gazów szlachetnych uzupełnioną o czynnik B, pozwalający na dłuższe utrzymanie koncentracji. Oczywiście nikt nie poinformował nas, że czynnik B nie jest obojętny dla organizmu. Podobno płuca Oh7xR popękały po kilku sekundach, nie miała szans. Po jej śmierci inspektorzy ds. bezpieczeństwa pracy zakleili okna dodatkową warstwą taśmy, przymocowali też nowe czujniki pomiaru jakości powietrza i uruchomili system rejestrowania naszych zachowań. W kątach pracowni i nad blatami roboczymi umieszczono ultraczułe kamery, które śledziły każdy nasz ruch, a na ekranach wiszących nad każdym z długich stołów wyświetlał się aktualny stan szczelności budynku. Jeśli w prawym dolnym rogu pojawiało się pomarańczowe kółko, od razu przechodziłyśmy do ewakuacji. Ewakuacja składa się z trzech etapów. Zabezpieczasz hasłem plik z aktualnie przygotowywanym fragmentem przestrzeni, wysyłasz go do chmury i czekasz, aż system wygeneruje link z potwierdzeniem relokacji danych. Po otrzymaniu linku upewniasz się, że twoja wiadomość została doręczona. Kiedy dane są bezpieczne, biegniesz do wyjścia. Przed opuszczeniem pracowni upewnij się, że zgasiłaś światło.