Co roku pod koniec września Wielkopolskie Towarzystwo Genealogiczne obchodzi Dzień Genealoga. Tegoroczne obchody przypadają właśnie dziś. Z tej okazji postanowiliśmy Wam opowiedzieć kilka słów na temat gałęzi wiedzy, bez której nie byłoby wielu bestsellerów, a która każdemu z Was może pozwolić znaleźć poruszające i sensacyjne historie poukrywane w dziejach własnej rodziny.
Jeśli ktoś myśli, że genealogia ogranicza się do rysowania nudnych „drzewek przodków”, ten jest grubo w błędzie. Porządkując pamiątki rodzinne po swoich przodkach, Małgorzata Szejnert natrafiła na opowieść o dramatycznym losie polskich oficerów, zesłanych na tytułową Wyspę Węży. Efektem badań genealogicznych Moniki Sznajderman jest historia zaprezentowana w nagrodzonych m.in. nagrodą Nike “Fałszerzach pieprzu”. Maciej Zaremba Bielawski swoje badania zwieńczył w rewelacyjnej publikacji “Dom z dwiema wieżami”, która zapewniła mu Nagrodę im. Ryszarda Kapuścińskiego.
Rzetelne szukanie informacji o swoim pochodzeniu niemal zawsze będzie opierało się na odkrywaniu wcześniej nieznanych nam faktów: szlachetnych i szokujących, chwalebnych i wstydliwych. A czasami i takich, po których poznaniu nigdy nie spojrzycie na otaczającą was rzeczywistość tak samo.
Udało mi się całkiem sporo dowiedzieć się o swojej rodzinie zarówno ze strony rodziny mojego ojca, jak i matki. O ile poszukiwanie informacji o rodzinie ze strony mojej matki (wśród których był m.in. Jan Szalewski, organizator zamachu na Hitlera z 1942 r. pod Tczewem), jak i po stronie mojej babci po stronie ojca było dość proste… o tyle poszukiwania korzeni po stronie mojego dziadka po stronie ojca nasuwały wiele poważnych problemów.
Mój dziadek, Józef Kołyszko, urodził się w 1929 r. Wilnie, gdzie został osierocony w dość młodym wieku. Nie bez przygód przetrwał sowiecką i niemiecką okupację, a po wojnie wyjechał do Polski, trafił na Pomorze i został tam aż do swojej śmierci. Do końca życia nie udało nam się skontaktować z jego bezpośrednimi krewnymi, choć w odnalezienie ich angażowały się trzy pokolenia Kołyszków.
Jak się okazało dziadek do końca życia zachował pewne bolesne dla niego historie ze swojego życia w tajemnicy. Zawsze wiedzieliśmy, że los nie był dla niego łaskawy, ale gdybyśmy je znali, wiedzielibyśmy, że ten niemal zawsze dowcipny, pogodny człowiek przeszedł w swoim życiu więcej niż niejeden człowiek potrafiłby znieść.
Aż do lipca tego roku byłem nieświadomy historii kryjącej się za młodością mojego dziadka. Wszystko się zmieniło, gdy poleciałem do Wilna spotkać się z wybitną wileńską reportażystką, p. Alwidą Bajor. Napisała ona książkę, która dot. m.in. heroicznej, lecz tragicznej, historii powstańca styczniowego, Bolesława Kajetana Kołyszki. Z racji swoich badań genealogicznych byłem, i jestem, tą publikacją żywo zainteresowany, dlatego z przyjemnością zdecydowałem się pomóc w jej redakcji. W trakcie mojego tygodniowego pobytu w stolicy Litwy p. Alwida przygotowała dla mnie szereg niespodzianek, dzięki którym mogłem lepiej poznać Wileńszczyznę… ale najbardziej zdumiewającą z nich był telefon, który otrzymała na parę dni przed moim wylotem.
Zadzwonił do niej Czesław Malewski, jej przyjaciel, powszechnie uważany za najskuteczniejszego genealoga specjalizującego się w badaniach dziejów polskich rodów szlacheckich na tych ziemiach (choć zdecydowanie trzeba powiedzieć, że jego kompetencje znacznie przekraczają tę tematykę). Po chwili rozmowy pani Alwida, podekscytowana wykrzyknęła: „Znalazł się?! Józek Kołyszko? Znalazł się? Już daję Mikołaja do telefonu, opowiesz mu wszystko”.
W słuchawce usłyszałem spokojny głos, który poinformował mnie, że znalazł jedynie jednego Józefa Kołyszko, syna Marii, który urodził się w Wilnie w roku 1929 r. Po czym zaczął zdradzać to, co już udało mu się znaleźć w archiwach. Wszystkie wskazywały na mojego dziadka.
Zupełnie byłem na te rewelacje nieprzygotowany. Odkrycie dokumentów, które mogły opowiedzieć mi najwcześniejsze, skryte w tajemnicy, historie najwcześniejszych lat życia mojego dziadka, dokumenty, na podstawie których można było w końcu cokolwiek powiedzieć nt. mojej prababci wzruszyły mnie do tego stopnia, że głos zaczął mi się łamać.
Dzień później spotkałem się osobiście z Czesławem Malewskim w niewielkim barze o nazwie „Buga”. Przedstawił mi o on na laptopie skany wszystkich dokumentów, które dotyczyły, lub mogły dotyczyć, mojej rodziny: zarówno w języku polskim, jak i starsze zapisane po rosyjsku. Jak się później okazało, to był zaledwie czubek góry lodowej. W kolejnych dniach i tygodniach spływały do mnie dokumenty dotyczące zarówno mojego dziadka, jak i mojej prababci, jej rodzeństwa, prapradziadków a nawet praprapradziadków. Dokumenty przesłane przez Malewskiego obejmowały akty chrztu, księgi kościelne, raporty policyjne, a nawet karty leczenia. Udało się dzięki nim uzyskać wiele odpowiedzi na pewne zagadki rodzinne i odsłonić kilka kolejnych… W moich najśmielszych snach nie podejrzewałem, że uda się dotrzeć do takich historii i to tak głęboko.
Czesław Malewski ma opinię człowieka, który w zawartości poszczególnych wileńskich archiwów nierzadko lepiej się orientuje niż ich pracownicy. Genealogia stała się pasją jego życia od kiedy wieku 14 lat, porządkując rzeczy po swojej zmarłej babci, znalazł w jej kufrze carskie dokumenty legitymujące jego szlachectwo aż do roku 1829. Wydzieranie przeszłości jej tajemnic tak go pochłonęło, że w efekcie tego od 30 lat zajmuje się tym zawodowo. Jest najbardziej rzetelnym historykiem, jakiego poznałem. Każde stwierdzenie dokumentuje przypisem bezpośrednio odnoszącym się do dokumentów z archiwum (nota bene jego ostatnia książka, licząca sobie niemal tysiąc strona, zawierała ich ok. 2 tysiące). W swojej pracy jedynie sugeruje się książkami i artykułami innych badaczy, ale, jak sam mówi, im nie zawierza. Jest w stanie podać nazwiska wielu pracowników naukowych, którzy ubarwiają rzeczywistości, nie zaglądając nigdy do archiwów, bądź świadczących nieprawdę na temat ich zawartości. Chłodny stosunek ma także do wszelkich pamiętników, dzienników, listów a tym bardziej relacjonowanych z pokolenia na pokolenie “rodzinnych historii”. Dopóki danych nie sprawdzi w aktach, nigdy nie uznaje ich za pewnych i ma też ku temu powody. Jak z rękawa potrafi sypać anegdotami dotyczącymi fałszerstw zapisanych w pamiętnikach autorstwa świadków historycznych wydarzeń.
Z tego powodu dokumenty przedstawione przez Malewskiego mogłem uznać za najbardziej wartościowe źródła, do jakich udało mi się dotrzeć. Sprawiły one, że zupełnie inaczej patrzę nie tylko na historię mojej rodziny, ale też na losy wielu dzieci, które urodziły się w II RP na kilka lat przed wojną.
Z Wilna wróciłem do Krakowa odmieniony. Wiem, że dramatyczna historia mojego dziadka zasługuje na osobną i dokładną opowieść. Nie jest możliwe jej streszczenie w tym miejscu. Znajdzie się ona w książce, którą pomagam właśnie zredagować, a która ukaże się jeszcze w tym roku.
Jestem pewien, że w rodzinie każdego z Was kryją się niesamowite i pasjonujące historie – historie, których efektem jest Wasza obecność na tym świecie. Warto je poznać, teraz, zanim zanikną w pomroce dziejów.
Tym, którzy chcieliby rozpocząć samodzielnie przygodę z genealogią, polecam na początek książkę Małgorzaty Nowaczyk “Poszukiwanie przodków. Genealogia dla każdego”. Autorka szczegółowo wskazuje, gdzie należy szukać informacji na temat naszych przodków i wprowadza czytelnika do terminologii przydatnej w badaniach.
Gdybyście jednak nawet po jej lekturze w trakcie swoich badań dobili do ściany, nie poddawajcie się. Zawsze są też takie osoby, jak Czesław Malewski, które pokażą Wam, że możliwości rozszyfrowania przeszłości jest jeszcze więcej niż się spodziewacie.
Mikołaj Kołyszko