Nele Neuhaus – wywiad z niemiecką królową kryminału

w dziale Archiwum/Co słychać?/Sławni czytają by

Nele Neuhaus to niemiecka pisarka, autorka bestsellerowych kryminałów, znana między innymi z takich powieści jak „Śnieżka musi umrzeć” czy „Zły wilk”. W przeszłości studiowała germanistykę, historię oraz prawo, a także pracowała w agencji reklamowej. Zanim rozpoczęła współpracę z wydawnictwem Ullstein wydawała powieści własnym sumptem – była jednocześnie pisarką, redaktorką i marketingowcem. W wywiadzie dla Czytaj PL opowiada o swoich inspiracjach, procesie twórczym, relacjach z czytelnikami i ulubionych książkach, a także o najnowszej powieści „Dzień Matki”.

Pierwsze książki wydała Pani na własny koszt. Na Pani barkach spoczywała również kwestia promocji i dystrybucji. Co spowodowało, że postanowiła Pani zaryzykować i wziąć sprawy we własne ręce? Czy kiedykolwiek żałowała Pani tej decyzji?

Znajdź ebooka na Woblink.com

Od dzieciństwa pisanie było moim hobby. W głębi serca marzyłam o tym, żeby zostać autorką, ale brakowało mi czasu i dyscypliny, aby napisać książkę od początku do końca. Pewnego dnia jednak to się stało. Ukończenie powieści pt. „UNTER HAIEN” (tyt. roboczy: Wśród rekinów – przyp. red.) zajęło mi niemal dziesięć lat. Kiedy powstała, przystąpiłam do szukania wydawcy. Byłam pewna, że to nie może być przesadnie trudne, ale spływały do mnie tylko grzeczne odmowne odpowiedzi. Nieprzerwanie pracowałam nad manuskryptem, ale nie chciano dać mi szansy. Wreszcie w roku 2004 natknęłam się na termin print on demand, tj. możliwość zlecenia druku książki na zamówienie. Postanowiłam zasięgnąć informacji i doszłam do wniosku, że to dokładnie to, czego szukam. Mimo to książka w postaci cyfrowej mi nie wystarczała. Chciałam wziąć do ręki egzemplarz drukowany. I dlatego zleciłam druk pięciuset egzemplarzy. Oszacowałam tę liczbę i stwierdziłam, że w najgorszym wypadku, jeśli książka okaże się klapą, grozi mi strata maksymalnie 4 500 Euro. Organizowałam spotkania autorskie (na początku dla trzech, pięciu czytelników, 90% których stanowili członkowie mojej rodziny!), rozsyłałam egzemplarze do redakcji magazynów, zaplanowałam premierę, na którą zaprosiłam przyjaciół i znajomych, i proponowałam sprzedaż książki klientom zakładu przetwórstwa mięsnego, który prowadziliśmy z mężem. Podziałało! W ciągu kilku tygodni cały nakład został sprzedany, a ja zamówiłam kolejne pół tysiąca egzemplarzy.

Co ostatecznie przekonało Panią do wydania pierwszej książki? Czy był jakiś impuls, który wpłynął na tę decyzję?

Impulsem był mój ówczesny mąż, który nie pochwalał mojego hobby, nazywając je pisaniną i marnotrawieniem czasu. Chciałam mu udowodnić, że się myli! Teraz myślę, że jego bolesnej krytyce zawdzięczam ten krok, na który w końcu się odważyłam.

Czy w tym czasie miała Pani chwile zwątpienia? Pytam o to, gdyż mimo bardzo dobrego przyjęcia Pani pierwszej książki „Wśród rekinów” również kolejne książki musiała Pani wydać samodzielnie.

Nie, od momentu podjęcia decyzji nie miałam wątpliwości. Zajmowała mnie jedynie kwestia, czy, kiedy i w jakiej ilości powinnam dodrukowywać książki, gdy nakład się kończy.

Jak zareagowała Pani na propozycję współpracy od wydawcy? Czy obawiała się Pani, że od teraz ktoś będzie ingerował w proces twórczy i ostateczny kształt książki? A może po nawiązaniu współpracy z wydawnictwem czuje Pani większą presję niż wcześniej?

Znajdź ebooka na Woblink.com

Nie posiadałam się ze szczęścia, kiedy na początku 2008 r. znalazłam w skrzynce wiadomość od redaktorki wydawnictwa Ullstein! Zdążyłam się przyzwyczaić, że wydaję książki własnym sumptem, co zresztą całkiem nieźle mi szło. Ale współpraca z renomowanym wydawnictwem stanowiła dla mnie szansę zaprezentowana mojej twórczości szerszej publiczności. Z tyłu głowy cały czas miałam słowa byłego już męża, który najwyraźniej zazdrościł mi sukcesu. Na szczęście przyszło mi współpracować ze wspaniałą redaktorką, która nigdy nie ingeruje w treść moich tekstów. Zasięgam jej zdania, kiedy kreślę akcję, a potem z radością przyjmuję jej komentarze i propozycje zmian, które dotyczą wyłącznie sformułowań, budowy zdań itp. To oczywiste, że procesowi powstawania książki zawsze towarzyszy presja, ale ponieważ jestem osobą dobrze zorganizowaną, rzadko pracuję w stresie.

W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że nie rozmawia z mordercami czy zbrodniarzami w celu tworzenia postaci do powieści. Konsultuje się Pani za to z Instytutem Medycyny Sądowej we Frankfurcie – czy któraś z takich konsultacji zapadła Pani najbardziej w pamięć?

Nigdy nie zapomnę pierwszej wizyty w Instytucie Medycyny Sądowej we Frankfurcie. To był mglisty listopadowy wieczór. Kiedy stanęłam na progu kamienicy, w której swoją siedzibę ma Instytut, ciężkie drewniane drzwi otworzył mi sam szef placówki. Wszystko wyglądało tak, jak to sobie wyobrażałam – wysokie po sufit regały wypełnione książkami, mikroskop na zarzuconym papierami biurku. Zaczęłam zadawać pytania. Między innymi chciałam się dowiedzieć, jak może wyglądać ciało, które leży trzy doby na dworze przy temperaturze ok. 30 stopni. Profesor chwilę się zastanowił i powiedział: „Hm, jest duża szansa, że mam odpowiednie zwłoki na dole w chłodni”. Mało nie umarłam ze strachu. Już widziałam, jak mdleję na widok zniekształconych zwłok. Na moje szczęście w listopadzie jednak nie znalazło się w chłodni ciało do obejrzenia i profesor pokazał mi zdjęcia na laptopie! I to był początek długiej i owocnej współpracy. Wciąż zwracam się o pomoc do medyków sądowych i policjantów, chcąc przedstawiać rzeczywistość w moich powieściach zgodnie z prawdą.

Oprócz kryminałów pisze Pani również książki dla młodzieży. W swoim literackim dorobku ma Pani także powieść obyczajową. W jakim gatunku czuje się Pani najlepiej?

Każdy gatunek ma swój urok. Podoba mi się ich różnorodność i zróżnicowane podejście, jakiego wymagają. W powieści dla dorosłych czy też seriach dla młodzieży jak te o Elenie czy Charlotte mogę w sposób bardziej szczegółowy nakreślić postacie, dać im więcej miejsca niż w kryminale. Myślę, że gdybym trzymała się tylko jednego gatunku, szybko by mi się to znudziło.

Znajdź ebooka na Woblink.com

Pani najnowsza powieść „Dzień Matki” właśnie wchodzi na polski rynek. Czy mogłaby Pani opowiedzieć czego będzie dotyczyła?

W małej miejscowości policja znajduje zwłoki staruszka. Widok nie należy do najprzyjemniejszych, mężczyzna leżał w kuchni samotnie przez wiele dni. Na posesji Pia i Oliver natykają się na prawie zagłodzonego psa i odkrywają, że próbując się wydostać z kojca, zwierzę usiłowało przekopać się pod siatką… przy okazji wygrzebując ludzkie kości! W toku śledztwa wychodzi na jaw, że pod kojcem znajdują się zwłoki kilku kobiet, które zginęły w podobny sposób. Funkcjonariusze zakładają, że mają do czynienia z seryjnym mordercą. Czy był nim niedawno zmarły właściciel posesji? Czy ofiar jest więcej? W poszukiwaniu motywów mordercy Pia i jej szef udadzą się w przeszłość, gdzie dokonają wstrząsającego odkrycia. Więcej nie zdradzę!

Co natchnęło Panią do napisania tej powieści?

W roku 2014 w miejscowości, w której pracowałam przez lata, po śmierci sąsiada znaleziono w jego garażu beczkę ze szczątkami nieznanej kobiety. Policja wszczęła śledztwo, w toku którego okazało się, że zmarły, którego znano jako poważanego obywatela i utalentowanego muzyka, był seryjnym mordercą, który w bestialski sposób zamordował co najmniej pięć kobiet. Fascynowało mnie to, jak osoba przez lata może utrzymać swoją mroczną tajemnicę w sekrecie przed otoczeniem, przed znajomymi, przed rodziną. Właśnie z tego pytania wykiełkowała powieść, którą przekazuję czytelnikom w postaci „Dnia Matki”.

Policjanci z wydziału kryminalnego, Pia i Oliver, tworzą świetny duet. Ich dobrze dopełniające się osobowości i cechujący ich profesjonalizm sprawiają, że są jedną z najciekawszych książkowych par policyjnych. Czy podczas tworzenia tych postaci inspirowała się Pani prawdziwymi postaciami czy też są oni w pełni wytworem Pani wyobraźni?

Pia i Oliver istnieją jedynie w mojej wyobraźni. Gdy pisałam „Nielubianą”, nie mając jeszcze świadomości, że to pierwszy tom serii kryminalnej, wzór moich śledczych stanowili bohaterowie powieści Elizabeth George. Uwielbiałam czytać o inspektorze Thomasie Lynleyu i sierżant Barbarze Havers ze Scotland Yardu. Ale Oliver i Pia bardzo szybko zyskali własne cechy, a współpracownicy i członkowie rodzin ukształtowali ich osobowości, które mają niewiele wspólnego z pierwowzorami.

Czy któraś z Pani powieści została zainspirowana prawdziwymi zbrodniami?

Znajdź ebooka na Woblink.com

Zwykle u źródła leży jakiś pomysł, który rodzi się w mojej głowie po przeczytaniu artykułu prasowego czy obejrzeniu materiału filmowego. Gromadząc informacje do „Żywych i umarłych”, trafiłam na historię kardiochirurga, który dokonywał ryzykownych przeszczepów serc pacjentom, co do których sądził, że nie posiadają krewnych. Przecież to nic innego jak eksperymenty na ludziach! Ten lekarz zainspirował mnie do stworzenia postaci profesora Rudolpha. Inspirację w „Głębokich ranach” stanowił dokument na temat masakry w Nemersdorfie jesienią 1944 w Prusach Wschodnich. Z kolei piętnaście lat temu z rzeki Men wyciągnięto zwłoki młodej kobiety, która przez lata była wykorzystywana seksualnie. Mimo intensywnych poszukiwań w całej Europie nigdy nie udało się ustalić jej tożsamości. Ten przypadek zaowocował książką „Zły wilk”. W Kelkheim, gdzie mieszkałam dwadzieścia lat, pewna dziewczyna przepadła bez śladu. Do dziś nie wiadomo, co się stało z Anniką Seidel. Pytanie, jak rodzice radzą sobie ze zniknięciem dziecka, stało się bazą dla kryminałów „Śnieżka musi umrzeć” oraz „W lesie”.

Czy w Pani powieściach odnajdziemy jakieś wątki autobiograficzne?

Przed tym nie ustrzeże się żaden autor, a już zwłaszcza wtedy, gdy – jak ja – pisze książki, których akcja toczy się tu i teraz, i to w dodatku w realnych miejscach. Zwykle wplatam do akcji realne wydarzenia (np. mistrzostwa świata w piłce nożnej w Niemczech w 2006 r. jak w kryminale pt. „Przyjaciele po grób”), moje postaci jadają w restauracjach, które chętnie odwiedzam, gotują to, co lubię. Mój mąż często się uśmiecha, kiedy czyta to, co napisałam! Zwłaszcza z Pią dzielę cechy charakteru i niektóre doświadczenia z przeszłości. Na przykład w „Dniu Matki” Pia podobnie jak ja zmaga się z bólem kręgosłupa.

W swoich kryminałach dokonuje Pani celnej i nieraz bolesnej analizy zamkniętych społeczności. Porusza Pani też bardzo trudne tematy takie jak na przykład molestowanie dzieci czy handel ludźmi. W jaki sposób udaje się Pani tak misternie konstruować tło społeczne w powieściach?

Przede wszystkim autor musi wiedzieć, o czym pisze. Podstawą jest rzetelne zgromadzenie informacji. Przygotowując się do „Dnia Matki”, przeczytałam co najmniej piętnaście książek na temat psychopatów, osobowości narcystycznych i profilerach, robiąc tony notatek. To wszystko stanowi jednak zaledwie tło powieści. „Dzień Matki” to moja dwudziesta piąta książka. W ciągu minionych lat nabrałam doświadczenia i przekonałam się, że pisanie książek to w znacznej mierze rzemiosło. Wiem, co jest zbyteczne i co może nudzić czytelnika. Ale wiem także, jaką wiedzę muszą posiadać moi śledczy, aby odnaleźć sprawcę. Zachowanie równowagi pomiędzy tymi koniecznościami jest jednocześnie wymagające i ekscytujące. Nigdy nie ułatwiam sobie sprawy i nie mówię sobie: „Najwyżej redaktorka uzna, że to trzeba wykreślić!”. Czegoś takiego nigdy bym jej nie zrobiła! Opracowuję manuskrypt tak długo, aż jestem z niego zadowolona, a składając mojej redaktorce Marion tekst mam poczucie, że po niewielkiej korekcie nadaje się do druku.

Znajdź ebooka na Woblink.com

Pani powieści wyróżniają się dużą dawką napięcia, emocji i niespodziewanych zwrotów akcji, dzięki którym próba odgadnięcia „kto zabił” staje się naprawdę wymagającą rozrywką. Jak wygląda proces pisania powieści i jej planowanie? Czy już od samego początku ma Pani przemyślaną całą fabułę czy niektóre pomysły przychodzą Pani do głowy już podczas pisania?

Proces powstania książki jest zwykle żmudny, ale nie mniej fascynujący i z wieloma zwrotami akcji – jak w powieści. Czasem myślę, że mogłabym rozrysować kolejny kryminał jak na desce kreślarskiej, żeby później było mi łatwiej, ale wielokrotnie się już przekonałam, że w moim przypadku ogromną rolę odgrywa intuicja. Gdy mam jakiś pomysł, kiełkuje on w mojej głowie wiele tygodni. Rozważam, czy temat jest na tyle ważki, by zapełnił kilkaset stron książki. Skrupulatnie gromadzę informacje, często natrafiając na inną interesującą sprawę. Najczęściej na początku, kiedy nie mam jeszcze pewności, jaki kierunek obierze narracja, czuję się jak tancerz na linie bez zabezpieczenia. Wielokrotnie zaczynam na nowo, wykreślam już napisany test i sporo nerwów i czasu kosztuje mnie dotarcie do momentu, w którym mogę zacząć pisać na poważnie. Już mi się to zdarzyło – choćby przy „W lesie” i podczas pisania „Dnia Matki” – że po trzystu stronach zorientowałam się, że coś w historii nie gra. To chwila, w której wszystko trzeba wywrócić do góry nogami. Ale wtedy jestem już na tyle zaprzyjaźniona z bohaterami, że palce same płyną po klawiaturze, a historia chce zostać opowiedziana. To jest nagrodą za początkowe trudności. Czasem widzę, jak bardzo mojemu mężowi jest mi żal i jak bardzo chciałby mi pomóc, ale prawda jest taka, że nikt nie może mi pomóc – wszystko mam w głowie, bez tabelek i diagramów. To czyni moją pracę jednocześnie trudniejszą i prostszą.

Jak wygląda u Pani proces twórczy? Czy pisze Pani w każdym miejscu i o każdej porze, czy ma Pani może jakieś swoje pisarskie rytuały i zwyczaje?

Jeśli chodzi o pisanie, jestem tradycjonalistką. Potrzebuję własnego biurka, notatek i absolutnej ciszy! Nie słucham muzyki, ona zbyt mnie rozprasza. Dlatego nie potrafiłabym pisać w kawiarni czy w pociągu. Zwykle przed południem załatwiam sprawy księgowe, odpowiadam na listy od fanów, mejle i udzielam wywiadów. Po piętnastej jestem najbardziej kreatywna i wtedy mogę przystąpić do pracy twórczej. Kiedyś odnalazłam swój rytm i teraz go się trzymam. Ale muszę przyznać, że gdy termin złożenia tekstu się zbliża, godzina przestaje mieć znaczenie. Wtedy spędzam przy komputerze dziesięć godzin.

Jak zapatruje się Pani na relacje z czytelnikami? Lubi Pani spotkania autorskie, wywiady, targi książek? Czy niekiedy odczuwa Pani jeszcze tremę?

Znajdź ebooka na Woblink.com

Trema towarzyszyła mi na szczęście tylko na początku kariery pisarskiej, przy pierwszych spotkaniach z czytelnikami, kiedy jeszcze nie byłam pewna, co mam robić i czego się ode mnie oczekuje. Uwielbiam spotykać się z czytelnikami i czytelniczkami i odpowiadać na listy (media społecznościowe to prawdziwe błogosławieństwo!). Odpisuję na każdą wiadomość od najmłodszych fanów. W tej chwili na spotkania przychodzi tak wiele osób, że niestety nie starcza czasu na to, żeby z kimś dłużej porozmawiać.

Kto jest Pani ulubionym autorem? Czy jest taki pisarz, dzięki któremu rozpoczęła Pani przygodę z pisaniem?

Z całą pewnością zapragnęłam zostać pisarką dzięki takim autorkom jak Enid Blyton i Astrid Lindgren! Jako dziecko zaczytywałam się w historiach Blyton i wprost połykałam wszystkie książki autorstwa Astrid Lindgren! Później odkryłam szwajcarską pisarkę Federicę de Cesco. Muszę też wymienić amerykańską autorkę Mary O’Hara. Co najmniej dwanaście razy przeczytałam jej trylogię o przygodach chłopca imieniem Ken i jego klaczy w górach Wyoming.

Co Pani obecnie czyta? A jaki jest Pani ulubiony gatunek literacki – czy może jest to kryminał?

Ostatnio zaczytywałam się w kryminałach duńskiej autorki Katrine Engberg. Tak naprawdę to unikam kryminałów, ale podczas niedawnego pobytu w Danii Katrine moderowała moje spotkanie z czytelnikami. Ponieważ jej książki ukazały się również w Niemczech, postanowiłam po nie sięgnąć. Ostatnio czytałam także pozycje autorstwa Juli Zeh oraz Noah Hawleya. Lubię też powieści Dicka Francisa, które oscylują wokół tematu wyścigów konnych.

Na koniec chciałabym zadać pytanie, jakie zadajemy wszystkim naszym rozmówcom. Czy mogłabym prosić o wskazanie 5 najlepszych książek, które poleciłaby Pani czytelnikom?

Jeśli pyta Pani o książki, które miałabym zabrać na bezludną wyspę, to przyznaję, że nie obyłabym się bez poniższych:
Donna Tartt „Tajemna historia”
Fred Vargas „Uciekaj szybko i wróć późno”
Mario Puzo „Ojciec chrzestny”
Gillian Bradshaw „Hawk of May”
Rudyard Kipling „Księga dżungli”.

Wywiad z Nele Neuhaus przeprowadziła Martyna Gancarczyk

tłum. Anna Urban

Zdjęcie wyróżniające: Copyright by Piotr Bławicki