Prostota w literaturze to skarb – zbyt dużo mamy na rynku powieści, w których obrano sobie za cel bezsensowne mielenie ozorem (i nie mówię tu tylko o długich utworach). Wielu twierdzi, że talent pisarza można rozpoznać po jego umiejętności okiełznania języka i dopasowania go do formy. Po części się z tym zgadzam, a gdy czytam takie perełki jak „Człowiek tygrys” Kurniawana, tym bardziej przychylam się do zasadności tego twierdzenia.
Tego wieczoru, gdy Margio zabił Anwara Sadata, kyai Jahro z lubością zajmował się stawem z rybkami – tak rozpoczyna się historia pewnego morderstwa. Jednak zamiast zająć się konsekwencjami, Kurniawan z uporem cofa się, coraz dalej i dalej, by poznać motywy człowieka, który przegryza szyję swojej ofiary. Wiemy jedno, Margio nie był tego dnia sam. Towarzyszył mu tygrys biały jak łabędź, nieokiełznany i groźny, kryjący się w jego wnętrzu.