Powrót do swojego literackiego bohatera, dodajmy wyjątkowego bohatera, to coś, co Marek Krajewski popełnił najlepszego w ostatnich latach. Bo to właśnie Eberhard Mock jest ojcem mistrzostwa literackiego, a mistrz Krajewski ojcem Eberharda Mocka. Napisałem trochę przewrotnie, choć każdy miłośnik literatury kryminalnej w kraju nad Wisłą i Odrą wie przecież, że siłą powieściową autora „Końca świata w Breslau” jest postać Mocka i jego kryminalne peregrynacje.
Oto bowiem w ostatniej swojej książce Marek Krajewski poddaje własnego bohatera dosłownej peregrynacji. W „Ludzkim zoo” autor śmiało, rzekłbym nawet szaleńczo, poczyna sobie z Mockiem, wysyłając go w dalekie czeluście afrykańskiej dżungli. Nie tak od razu, nim to uczyni, doświadczy go po raz kolejny najciemniejszymi przymiotami ludzkimi. Znów wepchnie w otchłań człowieczych żądzy i chorych pragnień. Dosłownie, niczym w piekle Dantego, zejdzie do najniższych kręgów podziemnego Wrocławia, który w roku 1914 okazuje się być piekłem nie mniej przerażającym niż wizja wielkiego poety.
Sam zamysł zbudowania zagadki kryminalnej, która przecież z początku jawi się jako tajemnica dość niewyraźnie postawiona i namalowana jakimś dziwnym rytmem jęków i płaczów, jest dość śmiałym pomysłem. W przeciwieństwie do poprzednich powieści, tym razem Krajewski nie rysuje mocnej i dramatycznej fabuły, pośród której Mock mierzy swoje zdolności śledcze. Samego bohatera i czytelników wystawia na próbę wyobraźni i lęku jednocześnie. Potępieńcze jęki i płacz dzieci, wydobywające się ze ścian mieszkania Marii, „narzeczonej” Eberharda, zdają się stanowić tajemnicę zgoła fantastyczną i bliską horrorom, a nie kryminałom. Szybko jednak trafiamy wraz ze śledczym na tropy ludzkiej działalności, w której tyle samo morderczych instynktów, co tajnych działań ówczesnych służb wywiadowczych. I nawet nie wiemy kiedy zaczyna się robić arcyciekawie i niebezpiecznie, na granicy życia i śmierci. Tak też objawia się mistrzostwo kreowania literackiej fabuły autora „Władcy liczb”.
Dalej jest już tylko lepiej – interesująco, tajemniczo i mroczno. Stała mieszanka pisarskiej energii Marka Krajewskiego, w „Ludzkim zoo” – w przeciwieństwie do niektórych poprzednich tytułów – podana w sposób wyważony i umiejętnie dobrany. Mock spotyka godnych siebie przeciwników, którzy stanowią niezwykłą oranżerię ludzkich charakterów, z przewagą tych złych i szkaradnie dobranych „estetyką” postaci. W recenzowanej powieści plastyczność narracji autora „Areny szczurów” została nakierowana głównie na ludzkie sylwetki. Wszystkie one, niezależnie od pochodzenia społecznego i biologicznego, niezależnie od uwarunkowań społecznych i psychologicznych, namalowane zostały w sposób wyraźnie przerysowany i estetycznie zaburzony. To celowe działanie, w którym część czytelników zapewne upatruje „chorych fascynacji” wrocławskiego pisarza. Nic bardziej mylnego!
Nie trzeba znać osobiście Marka Krajewskiego, by wyczuć świadome zabiegi, mające na celu kreowania świata przedstawionego poprzez mocne, systematyczne uderzenia emocjonalne i artystyczne, zamknięte w zachwycie i apoteozie zła ludzkiej natury. To w przedziwny sposób może zauroczyć i samego autora, i czytelników. O ile w pierwszym przypadku to tylko element twórczego procesu, jakże u autora „W otchłani mroku” dopracowanego pod każdym względem, rzekłbym ku radości Marka Krajewskiego matematycznie i filozoficznie zarazem, to w drugim przypadku fascynacja czytelników światem powieściowym to efekt świadomych zabiegów autorskich.
„Ludzkie zoo”, posiadając dosłowne i przenośne znaczenie tytułowe, to książka, podobnie jak co najmniej kilka poprzednich, wyrastająca z ekscytacji Krajewskiego ludzką naturą, ze szczególnym uwzględnieniem ciemnej jej strony i nieskończonych czeluści zła, jakie człowiek może czynić drugiemu człowiekowi. W przypadku recenzowanej powieści Mock musi dotrzeć jeszcze dalej, wedrzeć się w krainę zła jeszcze głębiej. Jej symbolem, jakże równocześnie realną nie wizją, ale urzeczywistnieniem, jest czarny ląd. To drugi śmiały, a może nawet bezprecedensowy, zabieg fabularny w najnowszej powieści autora „Głowy Minotaura”. Ryzykowne posunięcie, które w pierwszym odruchu trąci może pewnym banałem, może odrobinę komizmem czy wreszcie sporym niedowierzaniem. Jednakże sugestywne opisy, komplementarność przedstawianych scen i dość intensywny ich realizm bronią pomysłu. Bronią bardzo udanie, dając szansę na nowe otwarcie dla losów Mocka. Przewrotnie, wzbogacają niebywale jego literacką biografię, co skwapliwie wykorzystuje autor. Nawet jeśli nie przeczytamy posłowia, to większość miłośników twórczości wrocławskiego pisarza z pewnością będzie wiedziało, że literacka kreacja, nawet jeśli – powtórzę jeszcze raz – tak śmiała i wykraczająca poza dotychczasowe propozycje przygód Mocka, stanowi niezmącone niczym przeniesie z rzeczywistości przedwojennej. Najlepiej dostrzeżecie to wpisując w wyszukiwarkę tytuł książki omijając świadomie nazwisko autora. Przekonacie się wówczas, że upadek ludzkości nie jest tylko naszym udziałem i przyszłości, ale jeszcze bardziej miał miejsce w niedalekiej przeszłości. A to tylko odrobina troski o realizm powieściowy autora.
Marek Krajewski tym samym nie odpuszcza ani sobie ani tabunom goniących go literackich debiutantów i następców. Nic, zupełnie nic nie wskazuje, by ktokolwiek miał szansę zając miejsce mistrza. I to nie dlatego, że pośród rzeszy autorów polskich kryminałów nie ma znakomitych autorów i świetnych tytułów. Rzecz w tym, że – jak udowadnia „Ludzkie zoo” – Marek Krajewski ciągle zaskakuje samego siebie i nieustannie przegania własne dokonania. Zmienia przy tym ścieżki, kluczy w mrokach ludzkiej otchłani, dbając nieustannie o realizm historii i prawdziwość emocjonalną kreowanych postaci. Po prostu klasyk literackiej wizji retrokryminału.
Recenzja pierwotnie opublikowana na blog.kryminalnapila.pl
Autor: Marek Krajewski
Tytuł: Ludzkie zoo
Wydawca: Wydawnictwo Znak
Rok wydania: 2017
ISBN: 978-83-2404-968-4
Liczba stron: 397
Przeczytane dzięki Wydawnictwu Znak
O blogerze:
Blog, w którym kryminalistyczne pasje zawodowe i osobiste przeplatają się z pasjami literackimi.
Polonista z wykształcenia, policjant z zawodu, wykładowca kryminalistyki z pasji i etatu, miłośnik literatury i muzyki klasycznej.
Dzielę się swoimi wrażeniami z lektur, w których objawia się ciemna i jasna strona ludzkiej natury – zło pod postacią zbrodni i dobro pod postacią dążenia do prawdy i sprawiedliwości.
Jestem oficjalnym recenzentem jednej z najlepszych księgarni internetowych oferujących e-booki i audiobooki: PUBLIO.PL
Moją recenzję znajdziesz także w każdym numerze miesięcznika „REPORTER – magazyn kryminalny”.
Jestem twórcą i współorganizatorem Festiwalu Kryminał KRYMINALNA PIŁA, odbywającego się co roku w moim rodzinnym mieście nad Gwdą – Pile.
Jestem także twórcą jedynej w swoim rodzaju Nagrody literackiej dla najlepszej polskiej miejskiej powieści kryminalnej, przyznawanej corocznie zgodnie z jej regulaminem.
Więcej o moich zawodowych pasjach znajdziesz na oficjalnej stronie GRAFOLOGIA.INFO.PL