Łukasz Orbitowski, jeden z najpopularniejszych polskich pisarzy współczesnych, opowiada o książkach, które odcisnęły największe piętno na jego życiu.
Książka która zmieniła Twoje życie?
„Miasteczko Salem” Stephena Kinga. Jedna z najlepszych powieści średniego pisarza, którym kiedyś byłem zafascynowany. Miałem 14 lat, kupiłem wydanie z lśniącym wampirem na okładce, przeczytałem w dwie noce i pomyślałem „Hej, ja też chcę pisać!”.
Książka którą właśnie czytasz?
„Dom z liści” Marka Z. Danielewskiego. Jego słynna powieść doczekała się wreszcie polskiego wydania. Zdumiewa nie tylko nowatorską (przynajmniej na fantastykę) formą, ale i treścią. Danielewski niesamowicie pisze o Niewyjaśnialnym, zaszytym tak w świecie, jak i między ludźmi, o tej potwornej tajemnicy, która sprawia, że tak trudno być nam razem ze sobą, blisko, w szczęściu.
Ulubiona książka w dzieciństwie?
„Dolina bez wyjścia” Thomasa Mayne Reida. Dostałem ją od ojca, bo była o zwierzętach, które znałem dotąd jako przyjemne, naturalnie oswojone. Reid w tym niewielkim dziełku odsłonił przede mną okrucieństwo przyrody ze wskazaniem na przerażającego i mściwego słonia samotnika. Byłem wstrząśnięty. Czytałem wielokrotnie i już nigdy nie wróciłem do Szklarskiego.
Książka, do której często wracasz?
„Tako rzecze Zaratustra” Fryderyka Nitzschego. Mam prawie czterdzieści lat, w moim wieku Nietzsche właśnie popadał w obłęd, a ja przestaję mu wierzyć. Nie obchodzi mnie wola mocy i lew przemieniający się w dziecię. Ale „Zaratustra” wciąż skrywa mądrość i wiele pięknych fragmentów. Nawet jeśli to piękno, ta mądrość biorą się z szaleństwa.
Twój ulubiony bohater literacki?
Huckleberry Finn. Bo najważniejsza jest wolność.
Łukasz Orbitowski rozpoczął swoją karierę od publikowania horrorów i utworów fantastycznych, by stać się później rozpoznawalny jako twórca literatury obyczajowej. Laureat Paszportu Polityki, Nagrody Literackiej Gdynia, nominowany do Nagrody Literackiej Nike. Rodowity krakowianin, fan muzyki metalowej.