Oczytany egoista

w dziale Archiwum/Co słychać?/Czytelnik XXI wieku/Jak oni czytają by

Pewnego dnia po prostu wstajesz i wiesz. To dziś. Nie można już być człowiekiem renesansu, nie da się nadążyć za wszystkimi we wszystkim, więc obierasz sobie jedną dziedzinę. Będziesz panią/panem literackiego światka. Będziesz błyskać inteligencją w towarzystwie, odpowiadać na pytania w “Milionerach” jeszcze zanim pojawią się odpowiedzi, rzucać na prawo i lewo skojarzeniami i ogólnie będzie Ci lepiej. A potem stawiasz stopy na podłodze i rzeczywistość łapie Cię za kostki. Tylko co to dziś znaczy być „oczytanym”? I, co gorsza, od czego zacząć?

Być może w pierwszym odruchu popędzisz do wujka Google, by się czegoś dowiedzieć. Jeśli tak, pozwolimy sobie kontynuować, a Ty dołączysz później. Rynek literacki rozwinął się tak potężnie, że chyba więcej dziś książek niż czytelników, i to nie (tylko) dlatego, że podobno Polacy nie czytają. W księgarniach pojawiają się kolejne półki z gatunkami literackimi, o których wcześniej nie słyszałeś. Stolik z „bestsellerami” zmienia się co kilka dni i kiedy po dwutygodniowej chorobie wszedłeś na stronę z nowościami, poczułeś się jak w zupełnie obcym miejscu. Dotychczas miałeś trochę problemów nawet z tak zwaną klasyką, choćby tą, którą wpisano na listę lektur. Nużył Cię Sienkiewicz, skręcało Cię przy Gombrowiczu, nie przebrnąłeś przez opisy przyrody w “Nad Niemnem”, a “Krzyżaków” znasz głównie z filmu Aleksandra Forda, bo puszczają go w każdą Wielkanoc i jakoś tak zawsze trafiasz na te dwa nagie miecze. Wertera przemęczyłeś, z “Dziadów” nie rozumiesz nic a nic, a do “Lalki” musiałeś się długo przekonywać. To jednak było dawno, dawno temu, teraz jesteś innym człowiekiem, z pewnością dojrzałeś do “Chłopów” i wreszcie z zachwytem wchłoniesz w jeden, no, może w dwa wieczory “Zbrodnię i karę”. I już byliśmy w ogródku, już witaliśmy się z gąską, a tu bach! po łbie – wszystko super, ale gdzie ustanowić granicę „klasyki”? Co z książkami współczesnymi? Kto Ci powie, które MUSISZ znać?

Może wszelkie listy typu „1000 książek, które musisz przeczytać przed śmiercią” coś pomogą? Masz jednak z tyłu głowy, że zanim dobrniesz do 50. pozycji na liście, na stoliku z nowościami pojawi się już dwieście kolejnych publikacji, z czego co najmniej dwadzieścia okrzykniętych będzie „debiutami na miarę literackiego Nobla” albo chociaż Nike. I nagle orientujesz się, że siedzisz na dywanie, patrzysz tępo na swoje stopy, a całe stada książek latają Ci wokół głowy, jak gdyby każda stała się złotym zniczem, wołającym, by go dopaść.

Więc co – czytać wszystko, nie jeść, nie pić, zapuścić brodę (lub, alternatywnie, włosy w jakimkolwiek innym miejscu) i robić to ze świadomością, że jesteśmy Achillesem, który wedle Zenona z Elei nigdy nie dogoni żółwia? Przykra wizja, zwłaszcza z tym niejedzeniem. A może inaczej – myślisz, goląc brodę (lub inne włosy) kolejnego poranka – może skupić się na jednym, swoim? Raz poczytać Stasiuka, a raz Słowackiego. Raz Szczerka, a raz Cobena. Raz Mroza, a raz rzucić to wszystko i rozwiązać sudoku. Uśmiechać się dalej ładnie do stolika z nowościami i brać tylko te tytuły, których pierwsze zdanie, jakie przeczytasz, otwierając książkę na chybił trafił, zachwyci Cię i porwie. Może po prostu zostać egoistą literackim – kiwasz głową, robiąc sobie kolejną kawę – oczytanym, tak – ale na własnych warunkach.

Olga Kosińska


O autorce

Wieczna studentka, aktualnie sercem i ciałem na zarządzaniu kulturą UJ. Czyta, gdzie tylko się da i pisze do szuflady, a jak już chce na chwilę zrobić coś innego, to działa dla Krakowskiej Sceny Muzycznej lub zagłębia się w Youtube. Lubi moment, kiedy kawa zmienia kolor po dodaniu mleka, uważa gluten za wymysł, koty za sekretnie rządzące światem, a czekoladę i papier za przejawy technologicznego geniuszu człowieka.