Po raz kolejny przekonałam się, że doświadczenie czytania to bardzo indywidualna sprawa. I czasem trudno mi się zgodzić z tym, co dla innych jest oczywiste.
Na portalu książkowym Book Riot Maureen Stinger poruszyła bardzo ciekawy temat doboru formatu książki do jej treści. Stinger opisuje, jakiego rodzaju książki woli czytać w wersji elektronicznej. Tekst ten mnie zadziwił, bo zorientowałam się, że, pomimo mojej miłości do ebooków, w wielu miejscach się z autorką zupełnie nie zgadzam.
Poezja
Według Stinger poezja o wiele lepiej sprawdza się na czytniku albo tablecie niż na papierze. Łatwiej jej jest przeglądać zgromadzone utwory i zaznaczać ulubione. Z kolei dla mnie poezja to chyba jedyny gatunek, który w formie e-booka się nie sprawdza. Próbowałam na różne sposoby, ale zawsze kończy się tak, że zaczynam coś przepisywać albo drukować. Przyzwyczaiłam się do tego, że kontakt z poezją to dla mnie nie tylko czytanie, ale też jednoczesne zakreślanie poruszających fragmentów. Ołówkiem albo kredką robi się to najszybciej. Takie notatki można również bardziej spersonalizować niż te dodawane na urządzeniu elektronicznym.
Dodatkowo, lubię od czasu do czasu wracać do ulubionych tomów poezji i rzadko czytam je wtedy od deski do deski. Raczej kartkuję, przeglądam, otwieram na chybił trafił. Taką losowość bardzo trudno odtworzyć korzystając z e-booków (przynajmniej na razie).
Poradniki
Łatwiej jest wykonywać instrukcje zawarte w poradnikach, jeżeli możemy skoncentrować się na działaniu, a nie na szukaniu sposobów, żeby książka pozostała otwarta na odpowiedniej stronie. Dlatego tablet albo czytnik w takiej sytuacji może być praktyczniejszy – mniej więcej takie są argumenty Maureen Stinger za tym, by kupować poradniki w wersji elektronicznej.
Sama również przeczytałam całkiem sporo takich książek na czytniku. I problem, jaki napotkałam, jest taki, że dość często poradniki (zwłaszcza te dotyczące psychologii, wprowadzania zmian w życiu) zawierają strony do samodzielnego wypełniania. Korzystając z e-booka, zmuszeni jesteśmy sięgnąć po dodatkowe kartki, żeby coś na nich zapisać. To czasem wystarczy, żeby lenistwo wygrało i żeby zrezygnować w ogóle z proponowanych ćwiczeń (i jednocześnie z korzyści, które zgodnie z założeniem autora moglibyśmy z nich czerpać).
Książki, do których często wracamy
Chociaż zazwyczaj staramy się czytać nowe treści, to wiele osób lubi od czasu do czasu wrócić do ulubionej lektury. W jakiej formie? Czy wybierzemy e-booka (którego zawsze możemy mieć przy sobie), czy wydanie papierowe?
Stinger w tej kwestii jednoznacznie przychyla się do e-booków. A ja po raz kolejny protestuję – choć z pewną rezerwą. Myślę, że odzywa się tu moje zamiłowanie do kolekcjonerstwa, ale bardzo trudno jest mi się powstrzymać przed gromadzeniem na półkach książek, które czytam częściej niż raz (albo zamierzam to zrobić). Dla mnie tak naprawdę jedynym powodem do tego, by zainwestować w książkę papierową, jest przekonanie, że będę do niej wracać. Zdarzyło mi się więc kupić książki, które wcześniej przeczytałam w wersji elektronicznej.
Podobnie jak w przypadku poezji, znaczenie ma również sposób, w jaki czytam książki już wcześniej przeczytane. Wracam nie do całości, lecz do fragmentów. Lubię je kartkować, przypominać sobie przypadkowe sceny. Myślę, że jeżeli uda się odtworzyć w wersji elektronicznej to wrażenie przypadkowości, jakie mam, otwierając książkę w losowych miejscach, pewnie przejdę na stronę e-booków już na zawsze.
E-booki górą!
Co więc lubię czytać w wersji elektronicznej? Całą resztę!
Na pewno szczególne znaczenie ma to, co również Maureen Stinger podkreśla w swoim artykule (w końcu się zgadzamy!): książki elektroniczne świetnie się sprawdzają przy lekturze wielowątkowych i wielostronicowych powieści czy całych serii. W e-bookach możemy błyskawicznie przeszukiwać treści. Jeżeli nagle w toku opowieści powróci bohater, o którym przez ostatnie kilkaset stron zdążyliśmy już zapomnieć, szybko odnajdziemy fragmenty z początku książki, w których bohater się pojawiał, i odświeżymy pamięć.
Wielostronicowe tomy są też bardzo nieporęczne. Nawet jeżeli doceniamy estetyczne walory tysiącstronicowych powieści, pięknych wydań w twardej oprawie, czytanie takiej ciężkiej książki nie jest ani wygodne, ani przyjemne. Na czytniku możemy śledzić kilkaset stron akcji bez konieczności przerw na masaż nadgarstków.
Wyróżnić chciałabym również książki w obcym języku (w moim przypadku w języku angielskim). Czytając je na urządzeniu elektronicznym, możemy jednym kliknięciem sprawdzić znaczenie słów, których nie rozumiemy. Nie musimy więc przerywać lektury, szukać słowników. To bardzo wygodne i usprawnia taką lekturę.
A jak u Was, Czytelnicy? Czy też dobieracie format książki do jej treści? Kiedy u Was wygrywają e-booki?
Kasia Juszczak
Artykuł ilustruje fotografia wykonana przez Tinę Franklin. Zdjęcie pochodzi ze strony flickr.com i wykorzystane zostało na licencji CC BY-SA 2.0.
O autorce
Z wykształcenia psycholożka, ale bez poczucia misji. Odpowiedzi na nurtujące egzystencjalne pytania szuka w książkach albo w oczach swojego kota. Z różnymi efektami. Prowadzi bloga o czytaniu Kasioteka, czasem cytuje ładne wiersze. Oprócz tego gotuje, podróżuje, koloruje.