Kontynuacja bestsellerów i kasowych hitów to ryzykowny biznes – o ile zawsze sprzedają się świetnie, to jednak mogą trwale zniechęcić fanów do ich ulubieńców. Ten problem na szczęście nie dotyczy Helen Fielding – Bridget Jones w drugiej odsłonie swoich książkowych przygód jest tak samo zabawna jak przed poznaniem Marka Darcy’ego. Niestety nie można tego samego powiedzieć o ekranizacji „W pogoni za rozumem”.
Roztrzepana Brytyjka zaczyna tym razem od związku, a jakby tego było mało – od zdrowego związku z dojrzałym emocjonalnie i zakochanym w niej mężczyzną. Wydawałoby się, że ta sielanka będzie trwać wiecznie, mowa jednak o Bridget Jones, która zrobi wszystko, co w jej mocy, żeby nieświadomie sabotować własne szczęście. Niedomówienia, idiotyczne rady przyjaciół, nieumiejętność komunikowania wprost swoich emocji i potrzeb, a nade wszystko kurczowe trzymanie się zasad dyktowanych przez poradniki – życie Marka Darcy’ego nie będzie łatwe.
Odczuwalna w pierwszej części paranoja na punkcie popełnianego mezaliansu narasta, kiedy na scenie pojawia się bogata i piękna Rebecca, istota z innej rzeczywistości. Bridget niemal z miejsca poddaje walkę, zakładając z góry, że żaden mężczyzna stojący przed takim wyborem nie mógłby wybrać jej samej. Fielding z ogromnym humorem, ale i nie bez pewnej ironii prezentuje skutki kierowania się wskazówkami z kolorowych magazynów i książek w stylu „Ulecz swoje życie” czy „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus”. To jeszcze nie pełnokrwista satyra – nie taki jest zresztą cel tej powieści – ale już celnie wymierzony kopniak w stronę przemysłu nakręcającego obsesję na punkcie samotności i związków. Nie do pomyślenia jest, aby relacja rozwijała się sama, a partnerzy kierowali się intuicją – wszystkim rządzą precyzyjnie określone zasady i nikt nie ma złudzeń, że randkowanie po 30-stce to taka sama frajda jak dekadę wcześniej. Przeciwnie – poprzeczka oczekiwań i wymagań postawiona jest niezwykle wysoko, a celem jest trwała i stabilna relacja, co wytwarza ciągłą presję.
Bridget, usiłując wyzwolić się spod dyktatu matki, wpada w sidła innych władców – przyjaciółki dają jej sprzeczne rady, poradniki sugerują jeszcze coś innego, intuicja zawodzi, a zegar biologiczny tyka, przynajmniej w umyśle bohaterki. Przerysowana rzeczywistość panny Jones nosi wyraźne ślady lęków towarzyszących całej grupie, którą reprezentuje: strach przed samotnością i presja otoczenia, bezustanne poczucie napiętnowania ze względu na swój wolny stan, uszczypliwe uwagi ze strony Szczęśliwych Małżeństw i Dziewczyn, Co Mają Chłopaka oraz rozczarowanie rodziców wypełniają szczelnie ten mikrokosmos i nietrudno odnieść wrażenie, że na myślenie o czymkolwiek innym zwyczajnie brak tu miejsca. Lekkie w odbiorze i zabawne „W pogoni za rozumem” wydaje się przez to bardziej intensywne niż pierwsza część serii.
Z konieczności uproszczona fabuła filmów nie ujmuje wątków, które uzasadniały paranoję i lęki książkowej Bridget – największą stratą dla tej historii jest modyfikacja wątku Rebekki, w oryginale manipulatorki i intrygantki dążącej do uwiedzenia Marka Darcy’ego, w ekranizacji – uroczej dziewczyny zadurzonej „w kimś zupełnie innym”. Szkoda: o ile w pierwszej części filmowego cyklu widzom łatwo było pogodzić się z wycięciem postaci Jamie’ego, Simona, Pretensjonalnego Jerome’a czy marginalizowaniem Magdy, o tyle tutaj zmiany w wątku Rebekki nie wychodzą całości na dobre. Chociaż pyzata Bridget jest równie urocza i narwana co poprzednio, to Beeban Kidron zdecydowała się uwypuklić jedynie wątki komediowe, pomijając obecne w książce sytuacje, które stanowiły realne problemy w życiu bohaterki.
Pobyt w tajskim więzieniu wygląda zatem dość niewinnie i trudno dostrzec, żeby Bridget autentycznie zmagała się z trudami życia z perspektywą wyroku. W jej mieszkaniu nie ma dziury w ścianie, bo nigdy nie spotkała Gary’ego, nie istnieje zatem także problem w postaci spłaty kredytu pod hipotekę. Twórcy filmu na szczęście nie zdecydowali się na zmiany w obsadzie, jednak to właśnie z powodu (świetnego skądinąd) castingu niemożliwe było nakręcenie sceny wywiadu z Colinem Firthem w Rzymie. Któż niby miałby go zagrać, skoro rzeczony Colin zajęty był w tym czasie wcielaniem się na planie w Marka Darcy’ego?
„W pogoni za rozumem” nie jest niestety tak wierne książkowemu oryginałowi, jak to było z pierwszą częścią filmu. Nie oznacza to bynajmniej, że nie warto poświęcić czasu na seans – druga część przygód Bridget Jones to przyjemna rozrywka na wieczór, przy której z łatwością można się odprężyć i zabić nadmiar wolnego czasu. Tym razem jednak stanowi jedynie miłe uzupełnienie książki, której zastąpić nie jest w stanie.
Za e-booka „Bridget Jones: W pogoni za rozumem” serdecznie dziękuję księgarni internetowej Woblink.
Magdalena „Tattwa” Stępień
Magdalena „tattwa” Stępień – blogerka, copywriterka, PR-owiec i jednoosobowa loża szyderców. Zawodowo związana z branżą reklamową, w sieci pisze przede wszystkim o kulturze, nie stroni jednak także od problematyki społecznej. Przyznaje się do bycia megalomanką, grafomanką i mizantropem, ale czuje się z tym wybornie i nie planuje niczego zmieniać. Za dużo i jednocześnie za mało czyta, ponoć bardzo ładnie pisze, fatalnie tańczy. Lubi arbuzy, koty i Modern Talking.