Ciemno. Cicho. Czarno.
Nikt się nie ozwie, nie zbudzi.
Pracuje, pracuje w nocy
MIASTO – FABRYKA LUDZI.
Przewracają się w łóżkach podlotki.
Straszno. Zaparło dech.
Śni im się pierwszy, taki słodki,
Taki bolesny grzech.
Czernieją okna. Wszystko śpi.
Szaaa!… Czyjeś kroki za bramą…
Po burdelach, hotelach, po ch ambrę gamie
Tysiącem tłoków w rytmie krwi
Pracuje gigantyczne Dynamo.
Na kilometry sienników rozparło się Miasto
Wielki, parzący się kurnik.
Będzie miał jutro robotę
Ze swoją armią krościastą
Dyżurny lekarz skórnik.
Po poczekalniach, po lecznicach
Przepastnych jak lejki,
Po ambulatoriach szpitali –
Długie, pstre, nieskończone kolejki,
Jak wielka taśma slucka.
Czarny robociarz i biały bankier
Z bijącym sercem
Czekali.
– N-tak… Twardy szankier.,.
– Sprawa ludzka…
10
A deszcz pada.
Deszcz pada.
Drobniutki.
Aksamitny.
Błękitny.
Powietrzny.
Nad rynsztokiem siadły w szereg smutki.
Płaczą płacz swój odwieczny…
Ulicami chodzi cisza, chodzi.
W czarne okna przez szyby zagląda.
W czarne okna, zamknięte jak groby.
Wspina się na palców koniuszkach.
Twarz do szyb zapotniałych przyciska
I patrzy… –
Bruno Jasieński