„Elegia dla bidoków” to prawda i fakty, ubrane w słowa przez człowieka, który urodzony i wychowany w społecznych nizinach, z tej biedy się wyrwał, zawalczył o swoje i zdobył bardzo dobre wykształcenie, otwierające mnóstwo drzwi i dające ogromne możliwości. J.D. Vance nie odciął się od korzeni. Cała droga którą przeszedł i to co przeżył w nim rezonuje. Dzięki temu, że o swoich przeżyciach zdecydował się napisać, możemy poznać inną twarz kraju, który dla wielu był wymarzonym kierunkiem emigracji, zrewidować swoje wyobrażenia albo się w nich utwierdzić.
Czy J.D. Vance spełnił swój „american dream”?
Północno-wschodnia część Stanów Zjednoczonych, mocno uprzemysłowiona, zdominowana przez przemysł ciężki. Popularnie określana jest jako pas rdzy, gdyż rdza symbolizuje rozpad, coś co się kończy, psuje, ulega zniszczeniu, bo nikt o to nie dba. W przeciągu lat zmniejszyła się tu produkcja, a co za tym idzie zatrudnienie i liczba ludności. W tym właśnie rejonie urodził się J.D. Vance. W małej miejscowości, zamieszkiwanej przez bidoków, dla których bieda to rodzinna tradycja. Dla Autora to byli jego przyjaciele, sąsiedzi i rodzina.
Ta książka jest amerykańska, bo pokazuje Amerykę i to bez koloryzowania, pompatyczności, za to szczerze i prawdziwie. A z drugiej strony ma tak wiele punktów stycznych z tym co możemy zaobserwować w naszym kraju, że równie dobrze tę historię mógłby opowiedzieć Polak.
„Elegia dla bidoków” to opowieść wielowarstwowa. Z jednej strony obnaża wyobrażenia o bogatym, wielkim kraju, który ma rejony bardzo ubogie, pełne biedoty, zmagające się z narkomanią, pijaństwem, przemocą. Z drugiej pokazuje, że można z takich nizin społecznych wspiąć się na wyżyny i zdobyć niebywały awans społeczny. Po części działa jak poradnik pozytywnego myślenia, bo na przykładzie Vance’a widać, że można coś w życiu osiągnąć dźwigając na barkach dojmujący kapitał społeczny. To również źródło wiedzy o systemach opieki społecznej i oświaty w Stanach Zjednoczonych.
Ta książka, to jednak przede wszystkim obraz tego, że najważniejsze w życiu jest to, co my sami pragniemy, do czego dążymy, jakie cele sobie stawiamy. A w tej realizacji naszych marzeń niebywałe znaczenie odgrywają otaczający nas ludzie, te pomocne dłonie, aniołowie stróżowie, którzy nad nami czuwają, dają komfort i stabilizację i non stop popychają nas do przodu. Jeśli mamy takie osoby w naszym otoczeniu, to tak jakbyśmy wygrali los na loterii. Trzeba wziąć życie w swoje ręce i nie zrzucać winy na wszystko co nas otacza, na kulawą politykę, odrealnione przepisy, czy też rozbuchaną biurokrację.
Z Middletown w Ohio na uniwersytet z Ivy League? Da się? Yes, you can! Tym jest dla mnie „Elegia dla bidoków”. A cała reszta, czyli obraz współczesnej Ameryki z jej ułomnościami i wadami to dodatkowa, nieoceniona wartość poznawcza. Książkę czyta się z wielkim zainteresowaniem, bo historia Vance’a jest ciekawa i wiarygodnie opowiedziana. Polecam!
Recenzja pochodzi z bloga NaCzytniku
Uwielbiam czytać i oddaję się tej przyjemności kiedy tylko czas mi na to pozwala. Jak nie mogę czytać, to słucham audiobooków. Jakoś trzeba sobie umilić prasowanie i sprzątanie 😉