Już spory kawałek czasu nie miałem w rękach dobrego kryminału, postanowiłem więc sięgnąć po twórczość Camilli Lackberg, która przez wielu uważana jest za wręcz klasyczny przykład skandynawskiej literatury kryminalnej. „Księżniczka z lodu”, czyli pierwszy tom sagi o miasteczku Fjallbace w swojej kategorii sprawdził się bardzo dobrze. Na samym jego początku poznajemy Erikę Flack, pisarkę, która po śmierci rodziców wraca do wioski, w której to się wychowała. Szybko jednak okazuje się, że to nie jedyna postać, której losy będziemy mieli okazję śledzić, co w całości wychodzi bardzo na plus. Wykreowani przez Lackberg bohaterowie są zróżnicowani i dalecy od ideałów. Autorka nie unika opisywania ich wad i problemów, z którymi zwykle borykają się ludzie ich wieku.
Akcja, jak i samo śledztwo, posuwają się powoli, lecz sukcesywnie do przodu. Wraz z kolejnymi rozdziałami przybywa dowodów oraz podejrzanych, tak więc czytelnik ma spore pole do popisu w typowaniu mordercy, a może nawet kilku morderców. Poza głównym wątkiem kryminalnym, otrzymujemy w powieści również kilka pobocznych wątków obyczajowych, dotyczących prywatnego życia Eriki, jej związków, problemów z otrzymanym w spadku domem, czy jej siostrą uwikłaną w toksyczny związek. Wątki te nie zostają zamknięte wraz z końcem powieści, co pozostawia pewien niedosyt, jak i skłania do sięgnięcia po kontynuację serii. Dodatkowo pisarka w ciekawy sposób przedstawiła życie w małym miasteczku, gdzie każdy zna swoich sąsiadów i gdzie dbanie o własną reputację zmusza do zamiatania niektórych problemów pod dywan.