Nicholas Sparks jest niepodważalnie najpopularniejszym autorem romansów i powieści obyczajowych na całym świecie. Od wielu lat każda opublikowana przez niego książka staje się ważnym i szeroko komentowanym wydarzeniem na rynku wydawniczym i natychmiast po premierze trafia na szczyty list bestsellerów, gdzie utrzymuje się przez długi czas. O pracy twórczej, literackich inspiracjach, zamiłowaniu do prozy Stephena Kinga i najnowszej książce „We dwoje” opowiada w rozmowie z Martyną Gancarczyk.
Właściwie w każdej pana powieści obecna jest śmierć, często nagła i okrutna – dlaczego?
Ponieważ staram się przeprowadzić czytelnika przez największe i najważniejsze w życiu każdego z nas emocje, żeby w momencie, gdy skończy książkę, miał poczucie, że dzięki niej przeżył wiele różnych żyć, doświadczył całego szeregu emocji.
Tak naprawdę chce czytelnikiem poruszyć, można powiedzieć, że potrząsnąć nim i sięgnąć do intensywnych emocji, ponieważ dla mnie ukończenie książki to jak przeżycie czyjegoś życia.
Myślę, że jeśli pisarz to uczyni, historia zostanie zapamiętana, ponieważ została w pełni doświadczona. Jeśli odwołuję się to takich emocji, mam wrażenie, że powieść pozostaje w czytelniku, zostaje przez niego doceniona i zachowana w pamięci. Gdybym nie chciał uderzać w takie tony, gdybym nie chciał sięgnąć do tych wszystkich bardzo silnych emocji, wywoływać smutku, to uważam, że książka przemknęłaby niezauważona.
Jak czuje się pan jako autor tłumaczonych na ponad 30 języków bestsellerów? Czy osiągnął pan swój życiowy cel? Czy czuje się pan spełniony jako pisarz?
Tak, kiedy już przyjdzie co do czego i zaczynam się nad tym zastanawiać, to oczywiście czuję się autorem spełnionym, lecz tak naprawdę nieczęsto o tym rozmyślam. Generalnie myślę tylko o powieści, nad którą aktualnie pracuję.
Czy trudniej było panu napisać swój pierwszy bestseller, czy raczej każdy kolejny?
Oczywiście trudno jest napisać bestseller i wydać go jako debiut, ale o wiele, wiele trudniej jest być pisarzem oryginalnym i kreatywnym, kiedy pisze się już dwudziestą z kolei powieść.
W jaki sposób na przestrzeni tych przeszło dwudziestu lat, odkąd zaczął pan pisać, zmieniło się pana podejście do pisania?
Moje podejście zmieniło się od tamtego czasu naprawdę bardzo nieznacznie. Za każdym razem, kiedy siadam do pisania kolejnej książki, zamierzam napisać tę jedyną, tę najlepszą z moich książek.
Czy ma pan jakiegoś faworyta wśród napisanych przez siebie książek?
Nie, lubię je wszystkie.
A co z ekranizacjami? Która jest pana ulubioną?
Mogę powiedzieć, że filmem, który widziałem największą liczbę razy jest adaptacja „Jesiennej miłości”, czyli „Szkoła uczuć”. Chociażby dlatego, że powstała dawno temu, film ma około 20 lat, wtedy jeszcze moich dzieci nie było na świecie. Później oglądałem go wiele razy w towarzystwie dzieciaków, dlatego że wszystkie uwielbiają Mandy Moore. Zatem „Szkołę uczuć” oglądałem często, ale jeśli chodzi o taki „fan favourite”, który najbardziej przemawia do moich czytelników, to zdecydowanie jest nim „Pamiętnik”. To najbardziej znana adaptacja mojej prozy i ta, o której wiem, że została przyjęta przez publiczność nadzwyczajnie dobrze.
Czy miał pan kiedykolwiek dosyć pisania? Czy myślał pan kiedyś, żeby to rzucić?
Tak naprawdę za każdym razem, kiedy skończę książkę rozkładam ręce i wydaje mi się, że to już koniec. Że wyprałem się z pomysłów i kolejnej książki nie będę już w stanie napisać. Myślę wtedy „okej, to już koniec, nie mam już więcej pomysłów”, ale oczywiście to trwa tylko do momentu, w którym siądę do pisania kolejnej.
Czy wraca pan po latach do już napisanych książek, czy też są one dla pana zamkniętymi rozdziałami?
Och nie, oczywiście, że wracam do nich dosyć często. Czasami zdarza mi się je przeglądać i czytać fragmenty.
Czy myśli pan wtedy o tym, co by napisał inaczej, poprawił, czy też jest pan z nich zadowolony?
Nie, nie chce nic w nich zmieniać. Jestem zadowolony z tego, co widzę, gdy kartkuję je po jakimś czasie.
Każda z pana książek jest zupełnie inna. Wszystkie opowiadają o miłości, ale każda w inny sposób, co doskonale widać na przykładzie pana najnowszej książki „We dwoje”, która jest cudowną historią o rodzinie i wzajemnym wsparciu. Co zainspirowało pana do jej napisania?
W Ameryce niezwykle popularna jest pewna krótka historia. Nie ja jestem jej autorem. Można ją znaleźć na różnych plakatach, oczywiście opatrzonych odpowiednią grafiką. Idzie ona mniej więcej tak: Bóg i człowiek idą po plaży brzegiem morza, zostawiając za sobą ślady stóp w piasku. Podczas gdy idą, wizje z całego życia mężczyzny ukazują się na niebie ponad nimi. Na samym końcu drogi człowiek ogląda się za siebie i dostrzega, że kiedy jego życie było naprawdę ciężkie, na piasku pozostawały tylko pojedyncze ślady stóp. Zwrócił się więc do Boga i powiedział: Boże, czemu w najcięższych momentach mojego życia zostawiłeś mnie samego i odwróciłeś się ode mnie? Bóg spokojnie odpowiedział: moje dziecko, nie zostawiłem cię. Kocham cię. Na piasku widoczne są tylko jedne ślady, ponieważ podczas tych najcięższych dla ciebie momentów niosłem cię.
Ta opowieść zainspirowała mnie do napisania „We dwoje”. W tej historii nie musi chodzić o Boga, nie musi nawet chodzić o miłość romantyczną. Miłość może mieć przecież wiele różnych oblicz. Chciałem napisać książkę o podobnym temacie. O tym, że kiedy jest nam najciężej, potrzebujemy ludzi, aby nam pomogli, wsparli nas, ponieśli.
Więc w mojej książce dla Russa takim Bogiem są niekiedy jego rodzice, niekiedy to jego siostra, a innym razem córka czy przyjaciele. Postanowiłem rozwinąć na kartach powieści tę ideę, że nie powinniśmy przechodzić przez życie samotnie. To był temat, który chciałem zbadać i o którym chciałem pisać – chodziło mi po prostu o to, że przez życie nie powinnyśmy iść sami, że przez życie warto iść z kimś.
W jaki sposób powstawała postać siostry Russela, Marge? Czy była kimś zainspirowana?
Relacja Russela i Marge bardzo przypomina moją relację z siostrą, jeszcze zanim zmarła. Są też podobni do mnie i mojego brata − szczerzy, kochający, zabawni. Często droczą się ze sobą i wzajemnie sobie dokuczają, ale zawsze są przy sobie. Zupełnie jak ja i moje rodzeństwo − wspieraliśmy się, byliśmy dla siebie przyjaciółmi.
Z wywiadów z panem dowiedziałam się, że jednym z pana ulubionych autorów jest Stephen King. To również jeden z moich ulubionych pisarzy. Dlatego chciałabym zapytać, jaka jest pana ulubiona książka tego autora?
Niestety nie mam ulubionej powieści Stephena Kinga. Lubię tak wiele z nich, właściwie wszystkie, że nie potrafiłbym wybrać tylko jednego tytułu. Myślę jednak, że najczęściej wracam do jego opowiadań. Tak… zdecydowanie najwięcej razy czytałem opowiadania.
Za co najbardziej ceni pan tego autora?
Za całokształt każdej jego powieści. Bohaterowie są szczerzy, intrygi wciągające, a historie angażujące. To książki bardzo dobrze napisane, zawierają w sobie wszystko, co dobre powieści zawierać powinny.
Skoro tak bardzo lubi pan Stephena Kinga, to może planuje pan napisać kiedyś jakiś horror?
Nie, ale zawarłem nadprzyrodzone elementy i wątki w „Bezpiecznej przystani”. Można powiedzieć, że w ten sposób wyraziłem swoje fascynacje literaturą grozy.
Wątki nadprzyrodzone pojawiają się również w powieści „Dla ciebie wszystko”, więc te inspiracje są w pana prozie zauważalne.
Oczywiście. Można powiedzieć, że to takie moje małe ukłony w stronę Stephena Kinga.
A jakich innych pisarzy szczególnie pan ceni? Czy któryś z nich zainspirował pana do rozpoczęcia pisania?
Tak, jest wielu wybitnych pisarzy, których uwielbiam czytać. Gillian Flynn to bardzo dobra pisarka, Dennis Lehane czy Justin Cronin to również znakomici twórcy. Uważam też, że John Grisham wykonuję wspaniałą pracę.
Książki, które w jakiś sposób zainspirowały mnie do pisania, to głównie klasyczne amerykańskie powieści z lat 50. ubiegłego wieku. Nie wiem, jak bardzo popularne i lubiane są tutaj, ale ja wyjątkowo cenię takie klasyki jak „Buszujący w zbożu”, „Rzeźnia numer pięć”, „Paragraf 22”, „Lolita”. Każda z tych powieści opowiedziana została bardzo mocnym, zdecydowanym głosem, co osobiście niezwykle doceniam.
A co z Nicholasem Sparksem jako człowiekiem, a nie jako pisarzem? Jakie książki ukształtowały pana jako człowieka i wpłynęły na pana światopogląd?
Przede wszystkim kocham opowieści, więc bardzo cenię wszystkich od Louisa L’Amoura przez Jeffa i Michaela Shaara po Stephena Kinga. Bardzo również lubię literaturę faktu. Czytam biografie, autobiografie, książki z zakresu psychologii czy socjologii, zdrowia psychicznego, a także ekonomii. Mam w domu całe regały pełne takich książek. I prawdopodobnie każda z nich wpłynęła na to, kim obecnie jestem jako człowiek.
Czy ma pan jakieś czytelnicze „guilty pleasure”?
Nie. Myślę, że wszystkie książki, które czytam, są dosyć dobre. Staram się czytać tylko dobrych pisarzy.
Wróćmy jeszcze do pana książek. Ostatnia pańska powieść została wydana bardzo niedawno. Chciałam jednak zapytać, czy zaczął już pan pracę nad kolejną książką?
Tak, prawie ją skończyłem. W listopadzie powinienem już zamknąć nad nią pracę. Nie wiem jednak, kiedy zostanie opublikowana w Stanach Zjednoczonych czy tutaj – to już kwestia mojego wydawcy.
A mógłby pan uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić, o czym będzie najnowsza książka?
Miłość, małe miasteczko, elementy znane z poprzednich powieści. To będzie bardzo romantyczna historia.
Bardzo dziękuję panu za wywiad i poświęcony czas.
Również dziękuję.
Z Nicholasem Sparksem rozmawiała Martyna Gancarczyk