W różnego rodzaju słownikach, encyklopediach i źródłach internetowych, możemy spotkać kilka definicji naukowca.
Wikipedia na ten przykład mówi że jest to „człowiek pracujący naukowo, ekspert w pewnej dziedzinie nauki, stosujący w prowadzonych przez siebie badaniach odpowiednie metody naukowe, osoba „poszukująca odpowiedzi na pytania, na które dotychczas nikt nie odpowiedział, za pomocą metod umożliwiających udowodnienie odpowiedzi”. Zawód naukowca charakteryzuje się „wnikliwością w rozróżnianiu rzeczy na pozór jednakowych, zdolnością kojarzenia rzeczy na pozór ze sobą nie związanych oraz krytycyzmem w rozpoznawaniu prawd i fałszów mających pozory prawd. […] Pasji badawczej nie można zamówić, zaplanować czy nakazać. Jest stanem psychicznym, który nie opuszcza naukowca w żadnej godzinie.” Na studiach, podczas zajęć z Naukoznawstwa, zastanawialiśmy się nad tym jakim człowiekiem jest naukowiec. Wnioski jakie powstały podczas dyskusji nie były optymistyczne. Naukowiec to człowiek często wyalienowany, bywa że w jakimś stopniu emocjonalnie kaleki, o innym sposobie postrzegania świata, przez pochłonięcie swoją dziedziną, nurtującym go problem, poza głównym nurtem życia. Człowiek który prawdopodobnie nie poradziłby sobie gdyby nagle musiał zajmować się codziennymi, prozaicznymi czynnościami. Najnowsza powieść Dona DeLillo opowiada właśnie o takich ludziach.
Czytając pierwsze strony powieści nie można oprzeć się wrażeniu że historia nastoletniego geniusza, Billego, przypomina „Alicję w Krainie Czarów”. Chłopak wędruje przez niekończący się samolot, odkrywając coraz to nowe miejsca, salony, sztuczne ogrody i kompletnie zapomniane, zakurzone przedziały, w których składowane są niepotrzebne aktualnie przedmioty. Po drodze spotyka osobliwe postacie, dorosłych, zdecydowanie nie przystających do stereotypowego dorosłego. Heterotopiczna wizja świata w kolejnych rozdziałach coraz bardziej odbiega od tego baśniowego porównania, na rzecz „Procesu” Kafki. Chłopiec dociera do ośrodka naukowego, gdzieś na zapomnianym pustkowiu. Ośrodek Eksperymentu Terenowego Numer Jeden spowija mgła absurdu. To całe miasto, niczym w „Star Treku”, składające się z pracowni, laboratoriów, ogrodów, ferm, miejsc odpoczynku i rozrywki, prywatnych kwater i „maszynowni”. Życiem tej społeczności żądzą odrębne prawa, obyczaje i tradycje. Po dotarciu na miejsce Billy kontynuuje swoją wędrówkę, odwiedzając kolejnych, coraz bardziej dziwnych badaczy, ekspertów w dziedzinach o których nigdy nie słyszeliśmy. Każdy z pracowników próbuje chłopcu przedstawić swoją dyscyplinę jako tę najbardziej istotną.
Don DeLillo przedstawia świat uczonych w krzywym zwierciadle. Przez wyolbrzymienie i przerysowanie pewnych cech, autor poddaje naukowców wszelkiej maści wnikliwej obserwacji. W jej efekcie wyłania się niezbyt pochlebny obraz człowieka nauki, jako osoby skoncentrowanej na jednym, malutkim wycinku rzeczywistości, niespecjalnie zainteresowanej tym, czy jego praca przyniesie jakieś efekty, dobro ogółu, czy będzie to sztuka dla sztuki. Dokładnie widać to w postaci Cyrila, członka komisji zajmującej się tworzeniem nowej definicji nauki. Wiele miesięcy prac zaowocowało jedynie kolejnymi zapisanymi stronami papieru, a nauki jak nie można było, tak w dalszym ciągu nie można jednoznacznie zdefiniować. Nauka, która powinna zmieniać nasze życie na lepsze, w ostateczności niszczy człowieka. Poprzednik Billego, uznany naukowiec Endor, nie potrafiąc poradzić sobie z kosmiczną zagadką, załamał się. Został pustelnikiem, mieszkającym w wydrążonej w ziemi jamie, i żywi się robakami. Przez wszystkich uznawany za szaleńca, jest najbliższy zdrowemu umysłowi. Jego słowa „Nie poszerzamy percepcji zmysłowej żeby zgłębić mikroba i wszechświat. Zaprzeczamy zmysłom. Zaprzeczamy świadectwu zmysłów.” świadczą o tym, że zdaje sobie sprawę z tego iż nauka nie spełnia już swojej roli poznawczej, wspierającej, a prowadzi do zaburzeń, wręcz destrukcji otaczającego nas świata. Sam Billy też ma nieco odmienne od pozostałych podejście do nauki i bycia naukowcem, choć początkowo wydaje się być mocno zafiksowany na tym punkcie. Mówi o sobie że nie jest naukowcem, gdyż jego dziedzina, matematyka abstrakcyjna, nie jest w zasadzie do niczego przydatna.
Gwiazda Ratnera jest ciężką powieścią. Nie tylko ze względu na poruszony temat, ale również, przez sposób jego przedstawienia. Senna, oniryczna atmosfera, odrealnienie, postacie przypominające bohaterów filmów Davida Lyncha, nie dla każdego będą strawne. Lektury nie ułatwia również styl autora. Długie, ciągnące się niejednokrotnie przez całe strony, zdania, wypełnione słowami dla wielu niezrozumiałymi, oraz równoważniki zdań, namiętnie wypowiadane w oracyjnym szale, sprawiają że z trudem odnajdujemy w nich sens. Czytelnik zastanawia się czy jest osamotniony w swoim niezrozumieniu, co wzbudza lekkie napięcie. Jeśli tylko ja nie rozumiem, to znaczy że coś jest ze mną nie tak. A może w Gwieździe Ratnera nie ma żadnego przesłania, tak jak we współczesnych, naukowych wywodach? O tym musi już zdecydować sam odbiorca powieści, i zastanowić się nad jedną prostą rzeczą. Po co spoglądać w niebo, jeśli zamiast jego piękna widzimy tylko kolejne obiekty badawcze?
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Woblink.com.
Jakub Sobieralski
Wpis pierwotnie opublikowany na blogu Oczytany Facet.
Jakub Sobieralski – Założyciel bloga Oczytany-Facet.blogspot.com. Bibliotekarz z wykształcenia i powołania. Bloger i podróżnik z zamiłowania. Kocham czytać i pisać. Chciałbym kiedyś napisać książkę, ale jak na razie to tylko marzenie. Bloga prowadzę od ponad 2 lat. Wcześniej współpracowałem z pismem „Rynek Turystyczny” „Esensją”, portalami www.jazzsoul.pl oraz http://www.dobreksiazkimag.pl/