Wiatr to zgubiony znak ręką,
rózgi brzóz rysowały wicher
i śnieżyło ciemnością,
układała się ciężko
międzygwiezdnymi warstwami
których znak ręką nie rozciął.

W świetle bezlistnym zastygłaś.

W złożach śniegu pochowałaś stopy ciche
i już nigdy nie powtórzę ich na pamięć.

I tyle nocy zasypało cię niezgłębionymi pokładami węgla,
że musiałbym Ziemię
stoczoną na nas dziesięcioma latami
zatrzymać
i wstecz w jednej chwili odwalić,
by odnaleźć twą maskę nietkniętą z przerażonymi oczyma.

Julian Przyboś