„Głosy. Co się zdarzyło na wyspie Jersey” – tylko u nas unikalny fragment elektryzującego reportażu

w dziale Archiwum/Fragmenty książek by

27 lutego odbędzie się premiera reportażu „Głosy. Co się zdarzyło na wyspie Jersey” opowiadającego o przerażającej zbrodni  popełnionej przez Damiana Rzeszowskiego. Mężczyzna dopuścił się morderstwa sześciu osób – w tym trójki dzieci. Ta sprawa zelektryzowała nie tylko mieszkańców wyspy Jersey, ale całe Zjednoczone Królestwo. W „Głosach” Ewa Winnicka i Dionisios Sturis starają się znaleźć odpowiedź na dręczące wszystkich pytanie – co sprawiło, że Rzeszowski zabił?

Tylko u nas możecie przeczytać unikalny, przedpremierowy fragment wstrząsającego reportażu.

„Głosy. Co się zdarzyło na wyspie Jersey” – Dionisios Sturis, Ewa Winnicka

Wydawnictwo Czarne

Premiera 27 lutego 2019

Fragment:

Martyn Maguire, strażak i ratownik, wybierał się w odwiedziny do córki na północ miasta. Akurat przejeżdżał obok Victoria Crescent, kiedy córka sama zadzwoniła. Powiedziała, że był wypadek na sąsiedniej ulicy. Mąż bije żonę, jest krew, policja, karetki, sąsiedzi raportują przez social media. Pojechał na miejsce zdarzenia. Wszedł do mieszkania, gdzie dwoje policjantów, mężczyzna i kobieta, nachylało się nad mężczyzną w średnim wieku leżącym przy drzwiach. Próbowali go ratować.
Maguire powiedział, że chce pomóc. Policjanci zgodzili się, dodając, że nie czują pulsu. Strażak usłyszał ciche charczenie, przykucnął przy rannym i zauważył, że z jego pleców wystaje duży kuchenny nóż. Chciał go wyjąć i położyć mężczyznę na wznak, ale policjanci uznali, że to nie ma sensu. Maguire zrozumiał, że wyjęcie noża oznaczałoby wykrwawienie. Zaczął sztuczne oddychanie, choć podejrzewał, że jest na to za późno. Po kilku ruchach rozluźnił ręce. Nóż w plecach przestał mieć znaczenie.
Nadkomisarz Coxshall miał już niemal pewność, że doszło do morderstwa. A skoro ofiara jest jeszcze ciepła, sprawca musi być niedaleko.
Policjantką, która czuwała przy mężczyźnie, była Barbara Piskorz, jedna z czterech funkcjonariuszy polskiego pochodzenia na wyspie. Patrolowała ulice, kiedy dostała wezwanie. Na miejsce przyjechała z posterunkowym Francisciem Blasco, wybiegli z radiowozu, nie wyciągając kluczy ze stacyjki. Gdy Barbara weszła do mieszkania, mężczyzna był przytomny. Zaczął niewyraźnie mówić. Po polsku. Barbara odwracała wzrok od dziewczynki, która zdołała się doczołgać do mężczyzny. Sama była matką dwojga małych dzieci.

Oświadczenie prokuratora Howarda Sharpa z 24 sierpnia 2012:
„Pierwszą zaatakowaną osobą był mężczyzna w średnim wieku. Mężczyzna siedział na sofie i oglądał telewizję. Ślady DNA wskazują, że nie ruszył się z kanapy, kiedy zięć podszedł do niego uzbrojony w nóż kuchenny i zaatakował z zaskoczenia. Marek G. otrzymał kilka ciosów. Próbował wstać z kanapy i dostać się do salonu, gdzie przebywały dzieci. Udało mu się przejść do drugiej sypialni, na co wskazują ślady krwi na framudze. Tam oskarżony zadał mu kolejne ciosy. Jeden z nich był tak potężny, że nóż utkwił w kręgosłupie ofiary i poważnie uszkodził rdzeń kręgowy. Mężczyzna mógł się już tylko czołgać. Z nożem w plecach doczołgał się do progu salonu”.
Czas zgonu – 15.35.

Barbara Piskorz rozejrzała się po pomieszczeniu i na podłodze zauważyła chłopczyka. Całego we krwi, pod stołem. Miał otwarte oczy, nie ruszał się. Wzięła go na ręce. Sprawdziła puls, ale nie wyczuła. Zamarła, nie mogła się ruszyć.
Jeden z kolegów poprosił, by odłożyła dziecko na podłogę. Piskorz wyszła z mieszkania, bała się, że zwymiotuje.
Kiedy Maguire podniósł się z kolan i zajrzał w głąb salonu, zobaczył leżące na podłodze dziecko. Chłopczyka, którego przed chwilą odłożyła Barbara. Był zaskoczony, że nie ma przy chłopcu żadnego ratownika. Pochylił się nad ciałkiem, szukał pulsu. Znów za późno.

Oświadczenie prokuratora Sharpa z 24 sierpnia 2012:
„Chłopiec był następną ofiarą. To syn oskarżonego. Siedział na krześle przy stole, bawił się samochodzikami. Został ugodzony nożem w sumie trzynaście razy. Przy pierwszym ataku oskarżony zadał chłopcu pięć ciosów, uszkadzając płuca ofiary, serce, wątrobę, nerki i żołądek. Osuwając się na stół, chłopiec odsłonił plecy. Ojciec zadał mu wtedy kolejne osiem ciosów. Dziecko upadło na podłogę i chwilę później zmarło”.
Czas zgonu – 15.25.

Coxshall wydał rozkaz, by zamknąć ulicę, zabezpieczyć wejście do parku i ogródki na tyłach domu. Nikt nie miał prawa opuścić szeregowca. Do odwołania.
Maguire z policjantami weszli do drugiego pokoju. Znaleźli kolejną osobę – mężczyznę, który leżał na podłodze. Poruszał się i mamrotał. Był nagi od pasa w górę. Ubroczony krwią. Miał wiele ran kłutych na wysokości płuc oraz przecięte nadgarstki. Śmierdział alkoholem. Strażak pomyślał, że to może być sprawca. Zapytał, jak ma na imię. Mężczyzna odpowiedział. Maguire zapytał znowu, czy ktoś jeszcze jest w mieszkaniu. Tak, w sumie sześć osób. Rany na nadgarstkach – to twoja robota? Tak. W oczekiwaniu na kolejne karetki Maguire starał się utrzymać mężczyznę w stanie przytomności, a policjanci ruszyli w poszukiwaniu pozostałych ofiar.
Policjantka Daria Harasymowicz, rzeszowianka, na Jersey od sześciu lat, w policji od trzech, dojechała na Victoria Crescent kwadrans po Martynie Maguire. Obraz chłopczyka w samym pampersie w kałuży krwi nieusuwalnie wbił się w jej pamięć. W policji mówiło się: nigdy nie zapomnisz pierwszego martwego dziecka. Spojrzała na młodego mężczyznę, który leżał na podłodze. Jego obrażenia znacząco różniły się od tych zadanych dzieciom i kobietom. Tak jakby sprawca stracił impet. Albo nie chciał zrobić sobie krzywdy.

Oświadczenie prokuratora Sharpa z 24 sierpnia 2012:
„W salonie znajdowało się jeszcze dwoje innych dzieci. Dwie dziewczynki w wieku między pięć a sześć lat. Ojciec dopadł starszą i zadał jej w sumie szesnaście ciosów: trzy w klatkę piersiową i trzynaście w plecy. Dziewczynka osunęła się na podłogę. Policjanci znaleźli ją leżącą na podłodze, między dwoma stołami. Niedaleko brata.
Obok siedziała młodsza dziewczynka, córka przyjaciół rodziny, pięciolatka. Sprawca zadał jej siedem ciosów w klatkę piersiową. Dziewczynka upadła na podłogę, ale zdołała się podnieść. Ślady krwi wskazują, że Julia chciała wydostać się z salonu. Kiedy dotarła do przedpokoju, oskarżony zaatakował ją ponownie i ugodził dziewięć razy w plecy. Nie podniosła się”.

Ratownicy wyczuli puls u obu dziewczynek. Prawdopodobnie to ich matki znajdowały się na ulicy przed domem, gdzie parkowały kolejne ambulanse. Hałas wywabił z domu mężczyznę z sąsiedniego domu. Wyszedł wprost na dwóch policjantów. Poprosili, by swoim autem zablokował wjazd na Victoria Crescent. Pobiegł do hallu po kluczyki, ale przypomniał sobie, że wypił trzy piwa. Posterunkowy Blasco w tym czasie wyniósł jedną z rannych dziewczynek do karetki. Szeptał: „Kochanie nie umieraj, zajmę się tobą”. W karetce nie było kierowcy. Razem z sanitariuszem reanimował jedną z ofiar. Blasco usłyszał głos z zza placów, to krzyczał sanitariusz: „Po prostu jedź, kurwa, prosto do szpitala, prowadź!”. Wskoczył do szoferki, ale nie potrafił włączyć wstecznego biegu. Szarpnął skrzynię biegu. Potem znowu. „Chryste, ona umrze, bo nie potrafię obsłużyć pierdolonego samochodu”. Ruszył. W szpitalu zwoływano personel ze wszystkich placówek na wyspie. Blasco widział chaos i krzyki. Kiedy dziewczynkę zabrano na salę operacyjną, bez namysłu wskoczył do karetki, która wracała na Victoria Crescent. W mieszkaniu numer 3 wciąż pracowało kilkanaście osób, ratownicy i policjanci. Blasco wystraszył się, że mogą ślizgać się na zalanej krwią podłodze. Znalazł wiadro, mopa i zaczął sprzątać.

Oświadczenie prokuratora Sharpa z 24 sierpnia 2012:
„Nie jest jasne, w jakiej kolejności oraz w jakich pomieszczeniach zadano ciosy Izabeli i Marcie. Sprawca zaatakował żonę w salonie lub w przedpokoju. Dwukrotnie ranił ją w klatkę piersiową. Kobieta próbowała uciekać. Przez okno w łazience dostała się do ogródka. Oskarżony podążył za nią. Z ogródka nie było ucieczki, więc Izabela wspięła się przez okno, po czym ruszyła biegiem w stronę drzwi frontowych. Po drodze chwyciła telefon komórkowy, który należał do jej ojca. Chciała zadzwonić po pomoc. Przez pomyłkę wybrała 997 – numer polskiej policji, który na Jersey nie działał.
W tym samym czasie Marta próbowała uciekać. Nie wiadomo, w którym pomieszczeniu przebywała, gdy sprawca zaatakował ją nożem. Nie wiadomo, dlaczego kobieta zwlekała z wyjściem na zewnątrz. Być może próbowała pomóc dzieciom. Opuszczała mieszkanie, krzycząc. Upadła przy drzwiach sąsiadów.
Chwilę później z domu wybiegła Izabela, a zaraz po niej jej mąż. Dopadł ją i ponownie zaczął dźgać – mimo upomnień ze strony świadków. Jeden z rezydentów próbował powstrzymać oskarżonego. Sprawca skierował na niego nóż, jakby chciał się na niego zamachnąć, ale nie zaatakował. Ruszył do swojego mieszkania, a po drodze zaczął na oślep zadawać sobie rany. Izabela już się nie podniosła.
Oskarżony wszedł do sypialni i osunął się na podłogę”.

Cztery ofiary płci żeńskiej zabrano do szpitala.
Kolejną karetką pojechał człowiek, który przedstawił się jako Damian. O 16.30 przeszedł operację.
W sali obok o życie walczyła kobieta w czerwonym podkoszulku.
Lekarze z Jersey General Hospital dzwonili na wyspę matkę, ponieważ potrzebny był teraz dziecięcy patolog. Do tej pory na Jersey nie było takiego zapotrzebowania.