Wywiad z pisarzem, który stał się zwierzęciem

w dziale Archiwum by

Przez kilka tygodni niczym borsuk mieszkał w norze i odżywiał się dżdżownicami. Jako wydra pływał nocą w rzekach północnej części hrabstwa Devon. Wzorem żyjącego w mieście lisa szukał jedzenia w kontenerach na śmieci londyńskiego East Endu, a jako jeleń szlachetny stał się przedmiotem polowania, jakie mogłoby się odbyć w górzystej części Szkocji. Charles Foster opisał swoje niezwykłe (i, nie ukrywajmy, nieco szalone) doświadczenia w książce oraz zgodził się porozmawiać z nami na temat swoich „zwierzęcych” doświadczeń.

Jesteś pisarzem, podróżnikiem, weterynarzem, taksydermistą, adwokatem i filozofem. Piszesz również książki o historii naturalnej, podróżach, teologii, prawie i etyce medycznej. To bardzo szeroki zakres zainteresowań. Czy któraś z tych dziedzin jest ci bliższa niż inne? Czy któraś definiuje cię najlepiej?

Mam wielką nadzieję, że nie ma takiej dziedziny, która „mnie definiuje”. Nienawidzę tej idei, że jesteśmy definiowani przez cokolwiek. I nie cierpię idei odrębnych kręgów zainteresowań niepowiązanych ze sobą. Przecież Wszechświat to jedno miejsce – wszystko jest powiązane ze sobą! Badanie jednej rzeczy uczy nas czegoś o innych. Pojęcie wyspecjalizowanych dziedzin badań jest bardzo nowoczesne i zrobiło ogromną szkodę, zarówno naszemu zrozumieniu świata, jak i ludziom, którzy byli specjalistami w swoich wąskich dziedzinach. Lubię stare i dosłowne rozumienie słowa „filozofia” – umiłowanie mądrości. Zdobywamy mądrość, studiując i rozważając absolutnie wszystko.

Skąd więc ten konkretny pomysł – żeby spróbować żyć jak zwierzęta?

Jestem zwierzęciem, ty też nim jesteś. Nie moglibyśmy żyć inaczej niż zwierzęta, nawet jeśli bardzo byśmy chcieli. Ale nie zrozum mnie źle – jesteśmy bardzo, bardzo wyjątkowymi zwierzętami.

Dorastałem w północnej Anglii, gdzie mieszkaliśmy w domu z ogrodem. Był w tym ogrodzie kos, któremu często się przyglądałem, tak samo jak on mnie. To było oczywiste, że wiedział o tym miejscu coś, do czego ja nie miałem dostępu. Denerwowało mnie to. Chciałem wiedzieć, jak on postrzega ogród. Od tej pory to pytanie towarzyszyło mi ciągle. Jest dosyć natarczywe, ale i zawsze aktualne. Chcę wiedzieć, jak wygląda świat oczami mojej żony, moich dzieci, moich najlepszych przyjaciół, innych ludzi. Chcę wiedzieć, że dzielimy ze sobą sposób postrzegania świata – że możemy prowadzić prawdziwe rozmowy i wchodzić w prawdziwe relacje. Że nie jestem zamknięty na zawsze w samotności mojej własnej głowy.

I tak naprawdę nie ma nic niezwykłego w tym wszystkim. Dzieci odczuwają pokrewieństwo ze zwierzętami innymi niż ludzie i zastanawiają się, jak wyglądają te zwierzęce światy. W większości epok innych niż nasza wiedza o tym, jak zwierzęta postrzegają świat, była niezbędna do przeżycia.

Czy człowiek jest w stanie spojrzeć na świat oczami zwierzęcia?

Amerykański biolog Carl Safina mówi, że jeśli próbujesz ustalić, jak to jest być zwierzęciem, antropomorfizm będzie dobrym początkiem. To przecież oczywiste. Ludzie i nie-ludzie mają wspólnych przodków i kształtują się nawzajem. Dzielą prawie całą swoją fizjologię i anatomię i wydają się przetwarzać informacje w bardzo podobny sposób. Są też ograniczenia – oczywiście, że nie mogę postrzegać świata dokładnie tak jak lis, pies czy kot. Ale nie mogę też postrzegać świata dokładnie tak, jak ty go postrzegasz. Możesz powiedzieć, że mam większe szanse zrozumienia twojego świata niż np. lisa. Możesz mi przecież opowiedzieć i wytłumaczyć, co konkretnie widzisz czy czujesz. Lis nie może tego zrobić. Ale z drugiej strony lis mnie nigdy nie okłamie, a ty możesz. A sam język jest żałośnie niewystarczającym sposobem wyrażania. Jego niedociągnięcia powodują, że używanie języka jest nieuchronnie mylące.

Co dał ci ten eksperyment?

Co to wszystko mi dało? Wiele rzeczy. Świetną zabawę. Bliższą relację z moimi dziećmi (które uczestniczyły w wielu moich przygodach). Docenienie tego, że granice między gatunkami nie są hermetycznie szczelne. A co najważniejsze, zwiększenie mojej empatii w stosunku do świata przyrody. Empatia, tak jak wszystko inne, staje się silniejsza, gdy nad nią pracujesz. Mój projekt był swojego rodzaju empatyczną siłownią. Jeśli pracujesz nad tym, żeby być empatycznym w stosunku do lisa, prawdopodobnie skończysz jako osoba bardziej empatyczna w stosunku do ludzi. A naprawdę przydałoby się nam więcej empatii na świecie.

Wcielałeś się w kilka zwierząt. Która rola była najłatwiejsza, a która najtrudniejsza?

Oczywiście na żadnym etapie nie stałem się jednym z tych zwierząt. Bycie zwierzęciem to już szamańska działalność, a ja jestem zbyt dużym tchórzem, żeby tego próbować.

Z jednej strony zwierzęciem, które najtrudniej było mi zrozumieć, był jeleń szlachetny. To gatunek należący do ofiar, a nie drapieżników. A mnie zawsze uczono, że ja jestem drapieżnikiem. Mentalna zmiana z bycia zabójcą na bycie zabitym była bardzo trudna, wręcz niemożliwa. Z drugiej strony to jerzyk wydaje mi się najtrudniejszy. One są prawie dosłownie eterycznymi istotami – śpią w locie, żywią się powietrznym planktonem unoszonym przez prądy powietrzne. Byłoby absurdalne myśleć, że mogę zbliżyć się do ich świata, używając tych samych technik, jakich używam przy innych zwierzętach. Ale poczułem się powiązany z jerzykami w pewien tajemniczy sposób. Trzeba przeczytać książkę, żeby się dowiedzieć, co mam na myśli.

Najłatwiejszy był chyba lis. Lisy mają, tak jak my, wspaniale rozwinięte wszystkie zmysły (nie są specjalistami w jednym, tak jak na przykład borsuk). Przez to mogą nas nauczyć – jeśli odpowiednio przełączymy nasze zmysły – że możemy żyć bardziej intensywnie w naszym zwykłym ludzkim środowisku.

Dlaczego wybrałeś akurat te gatunki?

Musiały to być zwierzęta, których fizjologię sensoryczną dość dobrze opisano w literaturze naukowej. Musiały być dostępne (fajnie byłoby studiować papugi amazońskie, ale to oznaczałoby wiele dalekich lotów). Wybierałem zwierzęta, o których nie było aż tak absurdalne myśleć, że mogę je opisać i stworzyć relację. Zwierzęta, które lubię, i takie, które są na tyle ciekawe, by ludzie chcieli o nich czytać. No i zwierzęta, które lubią moje dzieci – to one były i są dla mnie wielkimi nauczycielami. Dzieci wiedzą i pamiętają o relacjach ze światem naturalnym, o których dorośli już zapomnieli.

Chciałam zacząć naszą rozmowę od pytania, jak smakuje dżdżownica, ale opisałeś to doskonale w książce. Jakie pytania najczęściej zadają czytelnicy?

Z perspektywy czasu myślę, że napisanie o tym, jak smakuje dżdżownica, było błędem. Wszystko, co pokazuje ten fragment, to słowa, których się nauczyłem i które pozwalają mi opisać, jaki dżdżownica ma dla mnie smak. Nic to jednak nie mówi o tym, jak dżdżownica smakuje borsukowi.

Ludzie są najbardziej ciekawi tego, jak daleko zaszedłem w porzuceniu własnej tożsamości, jak daleko udało mi się stać czymś innym niż człowiekiem. Odpowiedź oczywiście jest taka, że zupełnie mi się to nie udało. Ale to pokazuje, jak bardzo ludzie są zafascynowani kwestią tożsamości i jak bardzo jesteśmy czasami niepewni w tożsamości, którą przypisujemy sami sobie.

Myślisz, że taki eksperyment mógłby się udać wśród ludzi? Taka próba życia jak ktoś inny w celu dowiedzenia się więcej o innych ludziach i o sobie samym?

Oczywiście. Ludzie są o wiele bardziej fascynujący niż borsuki czy lisy i myślę, że o wiele ważniejsza jest umiejętność odnoszenia się do świata innych ludzi niż do świata zwierząt. Ale wysiłek w zrozumieniu świata zwierząt może nauczyć nas bardzo dużo o tym, jak lepiej postrzegać ludzi, co to znaczy być człowiekiem i jak możemy rozwijać się jako ludzkość. Mogę to podsumować tak: spróbuj zostać borsukiem, aby zostać lepszym mężem, ojcem czy przyjacielem.

Powtórzyłbyś swój projekt jeszcze raz?

Staram się go realizować cały czas, nie traktuję go jako coś skończonego. To proces, ciągłe próby bycia świadomym tego, gdzie jestem, odczuć w moim ciele (które zwykle ignoruję), perspektywy innych stworzeń i organizmów wokół mnie.

Dokładniej mówiąc, wychodzę tak często, jak mogę, do miejsc, które nie są wyraźnie ludzkimi domenami. Nie lubię słowa „dziki” – amerykański filozof i naturalista David Abram ujął to pięknie, kiedy mówił o tym, że istnieją tylko miejsca stosunkowo „niedzikie”. Centrum handlowe też jest dzikim miejscem. Tak samo jak wnętrze domu. Powinniśmy być świadomi dzikości tych miejsc. Ale dla mnie dużo bardziej ekscytujące i odświeżające jest bycie w górach, w lesie, pływanie w rzece. W takich miejscach dużo łatwiej jest porzucić typowo ludzkie skłonności. I kiedy tam jestem, oczywiście próbuję poznać, jak te miejsca są postrzegane przez stworzenia, które znają je lepiej niż ja. Robiąc to, używam technik, które opisałem w książce.

Jak długo studiowałeś jedno zwierzę? Kiedy czytałam książkę, miałam wrażenie, że to były miesiące!

Tak naprawdę pracowałem nad tym projektem całe swoje życie. Po lekturze książki można odnieść wrażenie, że na przykład spędziłem sześć tygodni w Welsh Wood, żeby dowiedzieć się, jak to jest żyć jak borsuk, jak to miejsce jest postrzegane przez borsuka, bez wcześniejszych prób wyobrażenia sobie tego. To nie było tak. Książka to swoisty kolaż z wielu różnych doświadczeń, miejsc, sytuacji i momentów.

A jak zareagowali twoi bliscy, rodzina, znajomi na twój pomysł?

Moje dzieci w ogóle nie rozumiały, o co tyle szumu. Przecież robiłem dokładnie to samo, co każde normalne dziecko robi cały czas (i co większość ludzi, w ciągu historii ludzkości, wykonywało jako swoją codzienną pracę) – czołgałem się, kopałem dziury, wspinałem się na drzewa, próbowałem jeść różne rzeczy, używałem zmysłów (tych zapomnianych lub lekceważonych)

Moi koledzy akademiccy z Oksfordu widzą ten projekt (tak jak ja) jako kolejny sposób, aby rzucić nowe światło na stare pytania filozoficzne: Co można wiedzieć? Czy mamy odrębne tożsamości? Czy mogę opisać siebie tylko w kategoriach moich związków? Czym jest dobre życie? I jak możemy nim żyć?

A moi przyjaciele – cóż są nimi właśnie dlatego, że przynajmniej tolerują moje pomysły.

Jaki był powrót do rzeczywistości? Czy odczułeś jakieś zmiany? Czy takie doświadczenie zmienia coś w człowieku na stałe?

Przede wszystkim w ogóle nie odczułem, że wracam do rzeczywistości – przecież las, rzeka czy góry, w których przebywałem, były jak najbardziej rzeczywiste. Tak samo jak ulice czy pokoje w domu, do których wróciłem. Rzeczywistość miejska – z jednym ważnym zastrzeżeniem – jest mniej żywa, kolorowa i urodzajna niż wiejska rzeczywistość. Jest głośniejsza i bardziej zuchwała. Jest w niej więcej mówienia i mniej otwartości. Przejście z terenów wiejskich do miasta było przeżyciem mocno rozbijającym i dezorientującym.

A to zastrzeżenie jest takie, że miasta są pełne ludzi – konkretniej tych ludzi, których znam, lubię i kocham. Ludzie są zadziwiający: nieskończenie fascynujący.

Z książki dowiemy się, jak dokładnie wyglądały twoje badania. A jak wyglądał sam proces pisania?

Mam szczęście. Uwielbiam proces pisania i poczucie literackiego kunsztu: szorstki wykuty blok, kształtowanie, ocena, polerowanie…

Wstaję codziennie bardzo wcześnie rano, długo przed tym, zanim dzieci się obudzą. Medytuję (co zbiera w jedno miejsce wszystkie rozproszone części mnie – dzięki temu potem przed laptopem siedzi mniej lub bardziej zintegrowana osoba). Piszę albo w cieplarni, patrząc na ogród i mając lornetkę pod ręką, żebym mógł obserwować ptaki, gdyby jakieś się pojawiły; albo w jednej ze średniowiecznych bibliotek Oksfordu. Spędzam też dużo czasu w mojej ukochanej Grecji, gdzie znad pisarskiego stołu mam widok na piękne morze.

Masz plany na kolejną książkę?

Piszę teraz powieść o morzu, która staje się coraz dziwniejsza. Wygląda na to, że morze było metaforą chaosu i destrukcji w wielu różnych kulturach.

Wspomniałeś w książce o jednej przygodzie z policjantem. Czy doświadczyłeś jakichś nieprzyjemnych sytuacji podczas swojego eksperymentu?

Nie, nie wydarzyło się nic niezwykłego. Jedyny dyskomfort, jaki się pojawił, wynikał między innymi z pływania w zimnej wodzie, leżenia na ziemi w nocy czy pogryzienia przez pijawki.

Za co najbardziej cenisz swój eksperyment? Co ci się w nim podoba najbardziej?

Możliwość zobaczenia miejsc, które kocham, poprzez zmysły moich dzieci.

Jak zwierzę to nie tylko książka o przyrodzie, to również filozoficzna opowieść. Gdybyś miał wskazać to jedno, najważniejsze przesłanie, co by to było?

Empatia, tak jak mięśnie, staje się silniejsza, jeśli ją ćwiczysz.

Na koniec muszę zadać jedno pytanie – naprawdę nienawidzisz kotów?

Hm, to nie tak, że ich nienawidzę. Ale nie za bardzo je lubię. Nieliczni miłośnicy przyrody tak mają. Koty wyrządzają olbrzymie szkody w populacjach ptaków i mniejszych ssaków. I są egoistycznymi, narcystycznymi stworzeniami. Jeśli myślisz, że twój kot cię kocha, jesteś w błędzie.

Wywiad przeprowadziła Diana Chmiel.

Kup na Woblink.com