Jak czytać ebooki

w dziale Archiwum/Czytelnik XXI wieku/Jak czytać? by

Zanim na dobre przekonałam się do czytnika, mój pierwszy Kindle przeleżał kilka miesięcy na półce, każdego dnia dzielnie walcząc o moją uwagę. Długo przegrywał, zanim zdecydowałam się wreszcie  po raz pierwszy go uruchomić , skonfigurować i wypełnić plikami. Kiedy wreszcie się to stało, od razu zostaliśmy  nierozłączni. Chociaż na pozór nie zmieniło się wiele, od tamtej pory moje podejście do czytania wygląda zupełnie inaczej.

Papierowe książki wciąż szczelnie wypełniają półki w moim mieszkaniu, chociaż od pewnego czasu raczej ich ubywa niż przybywa – konsekwentnie redukuję liczbę posiadanych przedmiotów, zamieniając je na cyfrowe pliki. Ofiarą tej zmiany padła przede wszystkim beletrystyka – ostatecznie najłatwiej przestawić się na ebooki w przypadku pozycji niezawierających fotografii (zwłaszcza kolorowych), opartych jedynie na tekście i pozbawionych przypisów. Nieco trudniej jest z publikacjami naukowymi, których opracowywanie wymaga nierzadko badania dwóch (i więcej) tytułów jednocześnie, symultanicznej wręcz lektury i bezustannego porównywania stanowisk, twierdzeń i faktów [Nie do końca się z tym zgodzę, obecnie wiele czytników ma wsparcie wtyczek aktywujących słowniki, Google’a czy Wikipedii, a to zdecydowanie ułatwia lekturę tekstów naukowych – dop. Mikołaj Kołyszko]. Ale nawet do tego można się przyzwyczaić, a w ostatecznym rozrachunku rezygnacja z tradycyjnych, papierowych wydań na rzecz e-booków ma więcej plusów niż minusów. Grupa nieprzekonanych do tej formy obcowania z tekstem wciąż jest jednak bardzo liczna. Jak więc czytać ebooki, żeby w pełni wykorzystać przewagę cyfrowych wersji książek?

  1. Wszędzie

O wartości czytnika przekonałam się szybko podczas… kąpieli. Zawsze uwielbiałam czytać w wannie, jednak nie każda książka sprawdzała się podczas długiego moczenia – grube, ciężkie tomy i nieporęczne, duże formaty mocno komplikowały cały proces i uniemożliwiały dłuższą lekturę w pozycji leżącej, z rękoma nad powierzchnią wody. Lekki, poręczny czytnik okazał się idealnym rozwiązaniem tego problemu.

Rzecz ma się podobnie podczas jazdy zatłoczonym autobusem lub w czasie oczekiwania na przystanku – do obsługi czytnika lub smartfona wystarczy jedna ręka, a niewielkie urządzenie mieści się nawet w kieszeni kurtki. Masz tylko 10 minut? Nic nie szkodzi – dla tych kilku chwil warto nosić ze sobą podręczną bibliotekę, która nie obciąża kręgosłupa i nie dodaje zbędnej wagi torebce czy podręcznemu bagażowi. W kolejce do lekarza czy na poczcie, czekając przed pubem na spóźniającego się kolegę, podczas posiłku (koniec odwiecznego problemu zamykającej się książki oraz braku odpowiedniego dla niej oparcia!) i w toalecie, w oczekiwaniu na partnera lub partnerkę w trakcie przeciągających się zakupów – zawsze noszone przy sobie urządzenie sprawi, że już nigdy nie pomyślisz z żalem: „Gdybym tylko miał/miała przy sobie coś do czytania…”.

  1. Często

Szybko zauważyłam, że dzięki czytnikowi czytam więcej i częściej, wykorzystując do tego każdą wolną chwilę. Nie stoję już przed przepełnionymi półkami, z obłędem w oczach zastanawiając się, na co mam ochotę – wyciągam po prostu rękę po czytnik i spośród kilkudziesięciu załadowanych do niego pozycji  wybieram tę, która pierwsza mnie skusi.

Nie wiem, czy wynika to ze specyfiki formatu, czy może z tego, że wizualnie Kindle nie odstrasza mnie objętością wybranej pozycji, milcząc na temat ilości stron (celowo wyłączyłam tę opcję!) – na kilka minut przed zaśnięciem otwieram po prostu etui, zaczynam czytać i nie stawiając sobie żadnego celu ani nie martwiąc się, że “Przecież nie dam rady tego dzisiaj skończyć…”, pozwalam się nieść lekturze.

Z tych kilkunastu minut czytania to tu, to tam rodzą się całe godziny przeznaczone na lekturę. Inaczej jakoś odkłada się czytnik i inaczej się do niego wraca – nie tyle nawet chętniej, co po prostu łatwiej, nie obliczając w myślach czasu potrzebnego na dokończenie chociażby rozdziału.

  1. W każdych warunkach

Celowo wybrałam model z podświetleniem – jako osobnik niezwykle leniwy zawsze miałam problem ze zwleczeniem się z łóżka po skończeniu lektury, żeby wyłączyć światło. Teraz najczęściej w ogóle go nie zapalam – kiedy dopada mnie senność, jednym ruchem zamykam etui, przewracam się na bok i błyskawicznie zasypiam.

Najważniejsze są jednak nocne przejazdy (czy to jako pasażer w samochodzie, czy też jadąc autobusem lub pociągiem) – nie myślę już o tym, że brak światła uniemożliwia mi oddanie się lekturze. Nie martwię się też tym, że mogę przeszkadzać innym pasażerom – emitowane przez czytnik światło jest delikatne i można dopasować je do panujących warunków. Dzięki temu czytam o każdej porze dnia i nocy, w tunelu i na łące, a pojemna bateria wystarcza mi na długo.

  1. Tanio

Doceni to każdy prawdziwy mól książkowy – ebooki są po prostu o wiele tańsze od papierowych wydań, a obniżki o nawet 50% na wybrane tytuły każdego dnia atakują ze stron księgarni internetowych. Żyć nie umierać! Nikogo nie dziwi cena rzędu 15 czy 20 złotych za niedawny bestseller, co pozwala na zakup większej liczby pozycji każdego miesiąca. Uważni znajdą w sieci świetne promocje i wiele darmowych tytułów – w praktyce można całymi miesiącami nie wydawać na ebooki ani złotówki i czytać każdego dnia. Jeśli dodasz do tego fakt, że dzięki e-bookom czytać będziesz prawdopodobnie więcej i częściej niż przedtem, szybko zrozumiesz, że to najlepszy sposób na pogłębienie swojego romansu z literaturą!

  1. Od razu

Jest północ, masz ochotę przeczytać coś dobrego lub sięgnąć po konkretny tytuł, którego akurat jak na złość nie masz na półce? Wystarczy kilka kliknięć – ebook ląduje w koszyku, a chwilę później możesz zabrać się do lektury. Nieważne, czy wybierzesz gorący bestseller, klasykę literatury, niedostępnego w druku białego kruka czy nowość wydaną tylko na zagranicznym rynku – nie czekając na wysyłkę i nie biegając nerwowo po sklepach, możesz w ciągu paru minut zostać posiadaczem książek angielskich, francuskich, a nawet japońskich w oryginalnej wersji językowej.

  1. Bez podejmowania trudnych decyzji

Wszyscy znamy ten ból – pakujesz się na wakacje, walizkę domykasz przy pomocy brata, który musi na niej usiąść, żeby w ogóle dała się zapiąć, przed lotniskową wagą drżysz w obawie o nadbagaż, a i tak udało ci się zabrać tylko jedną lub dwie książki. Czy to wystarczy na dwutygodniowy wyjazd? Niby możesz dokupić coś na miejscu, gorzej, gdy na wakacje jedziesz do Tajlandii, a tajski nie jest twoją najmocniejszą stroną. Co więcej, musisz później wrócić, więc każdy dodatkowy przedmiot w bagażu będzie wymagał pewnych poświęceń…

A co jeśli w przypływie ułańskiej fantazji (i nadmiaru ambicji) do walizki wrzuciłeś „Ulissesa” i tomik poezji Szymborskiej, natomiast na miejscu okazuje się, że masz nieposkromioną ochotę na Pratchetta lub Grocholę? Mówię takim problemom: STOP. Bez większego namysłu zabieram ze sobą około setkę książek, a jeśli po drodze zapragnę czegoś innego, to brakujące tytuły uzupełnię w wolnej chwili, dokonując zakupu na stronie internetowej.

  1. Na różnych urządzeniach

I wreszcie – ebooki to nie tylko czytnik. Z powodzeniem zastąpi go także ekran smartfona lub tablet – po pobraniu odpowiednich aplikacji zakupu można dokonać praktycznie jednym kliknięciem, a żyjąc w wieku technokracji, zawsze mamy przy sobie przynajmniej jedno z tych urządzeń. Chociaż więc czytnik wygrywa zdecydowanie pod względem komfortu lektury, to smartfon sprawdzi się jako jego uzupełnienie, a tablet lub ekran komputera wiernie odda kolory barwnych albumów. A potem już tylko jedno i drugie kliknięcie, zaznacz fragment, dodaj go do ulubionych, zrób notatki na tekście, prześlij wybrany cytat przyjaciołom lub opublikuj go w mediach społecznościowych – bo e-book to przecież nie tylko możliwość przeczytania książki, ale także towarzyszące temu możliwości na miarę naszych czasów i potrzeb.

Magdalena „Tattwa” Stępień


Magdalena „tattwa” Stępień 

– blogerka, copywriterka, PR-owiec i jednoosobowa loża szyderców. Zawodowo związana z branżą reklamową, w sieci pisze przede wszystkim o kulturze, nie stroni jednak także od problematyki społecznej. Przyznaje się do bycia megalomanką, grafomanką i mizantropem, ale czuje się z tym wybornie i nie planuje niczego zmieniać. Za dużo i jednocześnie za mało czyta, ponoć bardzo ładnie pisze, fatalnie tańczy. Lubi arbuzy, koty i Modern Talking.